Dziękuję! Z całego serca dziękuję za „Servant”! Trafił w sam środek mojego czarnego, zgniłego serduszka – jestem po czterech odcinkach i jest w nim wszystko co najpyszniejsze: klimat, szaleństwo, czarownica, ruda z „Sześciu stóp pod ziemią” – naprawdę TEGO właśnie było mi trzeba.
Bo samopoczuciowo siedzę w ciemnej, wilgotnej piwnicy i nie mam już nadziei na nic. Kiedy przeczytałam, że UE ma zamiar wprowadzić jednolity paszport COVID dla zaszczepionych podróżujących, to najnormalniej w świecie się rozpłakałam. Bo to znaczy, że już nigdy nie zobaczę Hiszpanii (PRAWDZIWEJ Hiszpanii, nie jakiegoś hotelu – molocha olekskjuzmi z tacą z jedzeniem przynoszoną do pokoju), bo na szczepionkę w najbliższej dziesięciolatce nie mam żadnych szans przy tych złodziejskich chujach. Już nigdy nie założę ładnych ubrań, przyrosnę do kanapy w dresach, jak ta baba z „Nip / Tuck”. Nawet nie mam ochoty oglądać butów, bo i po co?
Szczypawka dostała nowy probiotyk, taki do posypywania jedzenia, który na szczęście jej smakuje. Więc przynajmniej odpada mi wpychanie jej tabletek do gardła, na szczęście – bo nie dałabym rady.
Chyba pierwszy zraz w życiu nie czekam na koniec zimy, bo wiosna NIC NIE ZMIENI.