Na forum mieszkańców miejscowości z okolicy, w której mieszkam, pojawiło się ogłoszenie – zaginęła krowa szkocka. Ta ruda, długowłosa; opuściła swoje miejsce zamieszkania i udała się w niewiadomym kierunku, opiekunowie bardzo proszą o kontakt, jakby ktoś się na nią nadział. Po czym dostaję wiadomości od moich koleżanek – „Anka! UKRADŁAŚ KROWĘ, przyznaj się!”.
No więc otóż… nie, nie ukradłam – tym razem TO NIE JA. Mimo, że jestem zakochana w szkockich krowach od… o matko, wychodzi mi, że w zeszłym wieku się w nich zakochałam, jak byłam w Szkocji. I mówię o tym ludziom, bo w sumie nie ma się czego wstydzić, miłość niejedno ma imię, jamniki się pomieszczą w sercu ze szkockimi krowami. Ale jednocześnie jako wzorowy obywatel nie dopuściłabym się kradzieży niczego, taka jestem mało operatywna od maleńkości. Więc – nie, krowy nie rąbnęłam, ale GDYBY sama przyszła i poprosiła o azyl – to otwieram bramę i sprawę w sądzie (a znając terminy w polskich sądach, zanim mi nakażą oddanie krowy, to już dawno będzie moja przez zasiedzenie) (czy krowy siadają?…).
Z internetowych objawień to przeczytałam artykuł o tym, jaki król Karol od dzieciństwa jest wymagający i ogólnie high maintenance. Jak czytałam o tych jego przyzwyczajeniach (jak ma gdzieś pojechać i nocować, to wysyła meble, pościel i nie jestem pewna, czy nie, ekhem, sanitariat) i ręce załamuję, co ta Camilla w nim widziała, bo wygląda kobita na ogarniętą. Ale najdziwniejsze, co przeczytałam, to że na śniadanie codziennie życzy sobie dostawać dwie śliwki, z czego zjada jedną. No i dobra – w sumie jedna śliwka więcej nie przyczyni się zbytnio do katastrofy klimatycznej, w dodatku można te śliwki mu dawać rotacyjnie – ta co wróciła w poniedziałek idzie w zestawie wtorkowym i tak dalej, aż ją w końcu zje (albo zgnije). No chyba, że je jakoś oznacza i robi awanturę, jak mu dwa razy podadzą tę samą śliwkę – w końcu historia zna przypadki nerwowych królów Anglii, co to lubili dekoracje z ludzkich łbów nadzianych na tyczki. W ogóle pytanie moje brzmi – czy maca obie śliwki, zanim wybierze jedną? Bo jeśli tak, to chyba nikt tej drugiej później nie zje. A może ja jestem niedoinformowana i jest gigantyczny rynek zbytu na Śliwkę Osobiście Macaną Przez Króla Wielkiej Brytanii? I trzeba czekać latami w kolejce na liście, jak na torebkę Birkin, a ceny idą w tysiące funtów za gram. Pewnie nigdy się tego nie dowiem, jakie są losy drugiej śliwki, i trochę mnie to wkurza.
Ponadto byłam z koleżankami w pizzerii (a póżniej mój mąż wykonał awanturę, no bo JA IDĘ A PIES MNIE SZUKA I SZCZEKA, wiadomo) i jedna koleżanka miała okulary korekcyjne, ale przeciwsłoneczne. Wspaniale to wyglądało, kiedy je zakładała żeby coś dokładniej obejrzeć, typu deser w witrynie, bo był już wieczór, a ona wyglądała jak szefowa mafii. A i tak powiedziała, że na radzie pedagogicznej było fajniej, jak siedziała w tych okularach, żeby widzieć prezentację (no – nie wątpię). Zapytana, dlaczego nie nosi normalnych okularów przezroczystych, stwierdziła „Ale ja nie potrzebuję wszystkiego widzieć AŻ TAK” – i bardzo się ucieszyłam, że ktoś jeszcze tak ma! Bo ja też wolę mieć za słabe szkła kontaktowe, jak widzę świat zbyt wyraźnie, to on mi się przestaje podobać i w ogóle głowa mnie boli.
Na liście spraw do załatwienia coraz pilniejsze robi się oduczenie Mangusty darcia się na ludzi w miejscach publicznych. Bo dostaje ataków szału, a ja nie mam pojęcia, jak sobie z tym poradzić – drzeć się na nią? Brać na ręce? Zarzucać kocyk na łeb? No chyba czeka nas wizyta u behawiorysty (albo pobyt w poprawczaku).
No i nadal nie upiekłam drożdżówki, a tu już wrzesień, matko jedyna.
Myślałam, że piszesz o tym Królu, co podarował korale królowej Karolinie i przy Camilli zwątpiłam. Dwa razy musiałam to czytać.
Z Mangustą prędziutko do behawiorysty, po co ma się tak frustrować.
Może spróbuj z serem? Rzuca się takim (plastrem, cała kostka byłaby raczej aż nazbyt skuteczna…) na czoło i delikwent milknie, zastygając w zaskoczeniu. Tak przynajmniej nachalnie pojawiające mi się na fb filmiki pokazują. Ser na głowę wyjącego niemowlaka, ser na czoło wkurzonego kota, ser na psi pysk. Powiedz potem czy działa, bo ja już od drugi rok nie mam na kim spróbować, na męża się nie odważę, zresztą mało prowokuje. W pracy za to, uuu, tu rzucałabym kilogramami….
Na manguścine awantury proponuję jakąś zabawkę i odwracanie tą zabawką psiej uwagi. A jak się uciszy, choćby i przez przypadek – pochwalenie, żeby wiedziała, że dobry z niej piesek. Jak cichy, to dobry. 😉
Chociaż, przy bardzo jazgotliwych egzemplarzach może nie pomóc. Przy niektórych to nic nie pomaga, miałam taki kiedyś w domu. Jeszcze kilka lat po odejściu pieska skradałam się do drzwi rodziców na paluszkach “żeby się nie rozszczekał”.
Ha, ja też tak mam z okularami- jak założę te mocniejsze, samochodowe, to od razu widać pajęczyny pod sufitem. I po co się stresować?
A szkieł kontaktowych nie mogę nosić- za słaba akomodacja, jak założę szkła, to widzę pajęczyny, ale nic nie przeczytam.