Z przygód Krasnala Hałabały: wybrałam się W KOŃCU zrobić zdjęcie do dowodu, który za chwilę mi wyekspiruje i skończy się rumakowanie. Nie cierpię robić zdjęć do dokumentów, bo wychodzę masakrycznie i mam minę udręczonej kury, no ale jak trzeba, to się zmobilizowałam. I co?
I moje zdjęcie popsuło drukarkę w zakładzie fotograficznym!
Nie zmyślam. Naprawdę drukarka zawyła i padła, a pani fotograf musiała gdzieś biec po serwisanta i obydwoje szarpali się z nieszczęsnym urządzeniem. Któremu najwyraźniej zaszkodził MÓJ RYJ.
Podobno można już wysyłać do urzędu selfie, byle zrobione zgodnie z wytycznymi. Ciekawe, czy by mi przyjęli:
A w ogóle to mieli już wprowadzić dokumenty biometryczne i wystarczyłby odcisk palca albo skan siatkówki. Najchętniej bym się legitymowała odciskiem nosa, jak krowy, ale już wszystko lepsze od tych cholernych ZDJĘĆ!…
Wiecie, że podobno dzień już jest dłuższy od najkrótszego w roku o 55 minut? Jakoś jeszcze nie czuć.
Zjadłabym pieczonego kasztana.
Ja tak samo nie lubię latania po urzędach i załatwiania wszelkich formalności. Zresztą to je lubi…
Jak sobie robiłam zdjęcie do świadectwa maturalnego, to klisza pękła. Serio. Gdyż to było za króla Ćwieczka. Byłam wtedy świeża jak kwiat jabłoni i relatywnie piękna, więc dobrze, że już się nie używa klisz. Aktualnie mam w paszporcie takie zdjęcie, że własciwie powinien to być dokument przewozowy dla zwłok. Więc jakby co, będzie jak znalazł. To się nazywa – wyprzedzić swoje czasy. I jeszcze mam przepustkę służbową ze zdjęciem, którą muszę nosić na widoku. Na tym zdjęciu mam fryzurę jakbym została przemocą wywleczona spod koca i tylko przyklepana na czubku.
Zdjęcie w paszporcie mam koszmarne, ale w wizie amerykańskiej tak piękne, że jak będę zmieniać dowód to też je tam dam. Pamiętam, że fotograf próbował mnie uczesać do tego zdjęcia, tłumaczyłam mu, że nie warto, bo i tak człowiek potem na tych zdjęciach wygląda strasznie, ale się uparł i zrobił mi piękne zdjęcie 🙂
Gdzie ten fotograf???!!!!:)
A do dowodu i paszportu teraz to te same ustawienia wreszcie?
A nie wiem czy te same, mam nadzieje, ze takie same, jak do wizy 😉
A fotograf mieści się na ulicy Wroblewskiego w mieście Łodzi.
ZAPISAŁAM SOBIE. Na wszelki wypadek.
Czuć, czuć 🙂 O 16 jest jeszcze jasno.
A nieważny dowód miałam przez 1,5 roku. Przychodnie i szpital nie zwracali uwagi, kilka urzędów też, ale w banku nic nie załatwiłabym 😉 I tu brawa dla pana interneta i bankowości komputerowej. Obeszłam i to.
Wszystko przez to cholerne zdjęcie. Tyle czasu szłam je zrobić, bo potem wniosek przez net wypełniłam w try miga.
No dobra, dziś już było czuć rano 🙂
“Zjadłabym pieczonego kasztana” – w sensie, że konia?
Fotografia przepiękna i pewnie by ją w urzędzie przyjęli, gdyby nie ten uśmiech. Bo nawet półgębkiem się nie można uśmiechać na zdjęciach do osobistego dowodu. Mnie moje zdjęcie nie uwiera, nawet nie pamiętam jak na nim wyszłam, ponieważ swojego dowodu osobistego nie widziałam na oczy już kilka lat – jak mnie gdzieś proszą o okazanie, to ja dowód wyciągam z portfela i podaję, ale NIGDY na niego nie patrzę. I po kłopocie.
A koza Tradycja mówi, że ona wolałaby dowód z najbrzydszym nawet zdjęciem, nawet ze wszami we włosach, gdyby takowe posiadała, i z krzywą wargą po użądleniu osy, bo wszystko jest lepsze od tych plastikowych, pomarańczowych kolczyków wielkości znaku “ustąp pierwszeństwa przejazdu”.
(A u nas w nocy było minus szesnaście, a w dzień tylko minus dziesięć. Tak się przyszłam pochwalić).
Jestem jeszcze bardzo zaspana, jest 7 rano i dopiero zaczynam poranna kawe. Ale po tych -16° to przyznam jestem o wiele bardziej obudzona nagle…
Pozdro dla Tradycji. Ona nie pamieta, ale moze Ty: teledysk do “Mala Maggie”? Pamiatasz? Ta Maggie tam szla z identycznym kolczykiem w uchu wlasnie i bylo git 😉 No ale na pewno nie musiala go sobie do ucha wstrzelic, to fakt. Pewnie wisial na zwyklej “ludzkiej” zawieszce.
To już mamy ustalone, że kolczyki to barbarzyństwo, średniowiecze i zwykła chciwość, skoro można bezboleśnie zaczipować, ale po co, jak można płacić producentom kolczyków za to gówno.
Ja tam bardzo lubię swoje zdjęcie paszportowe, bo miłosierny fotograf wyfotoszopował mi zmarszczki tak, że właściwie z całej twarzy zostały tylko oczy, usta i dziurki od nosa. I teraz na granicach powtarza się taka sytuacja, że urzędnik zagląda w mój paszport, na jego twarzy wykwita zachwyt, po czym podnosi wzrok znad paszportu na mnie i to straszliwe rozczarowanie w jego oczach mnie dobija.
Zdjęcie.O. I to są pozytywy długich zimowych wieczorów.
A w moim dowodzie straszy oblicze psychopatki, na widok której Charlize Theron-Monster ewaporowałaby z sykoświstem. Doszczętnie.
bo te fotki z dowodu są od razu do listu gończego 😀
w dowodzie mam taką że facet patrzył na dowód , na mnie i nie wierzył , jednakże nie robił problemów , pewnie ma podobną na swoim 😀
Dzień bez poczytania Twojego wpisu – stracony 😉 Czytam od dawna… Uwielbiam… Pozdrawiam z Wrocławia
Oj czuć, czuć to wydłużanie się dnia. Do pracy jedzie się w dzień już, a nie w nocy.
A poza tym, zaraz koniec stycznia. Jeszcze tylko luty, na szczęście krótki, a marzec to już prawie wiosna. 🙂
Leżę i kwiczę :))))))))))))))))))))))
KOCHAM CIĘ :)))))))))))))))))))))))))
w moim przypadku skan palca nie zadziałał, przy odbiorze paszportu komputer powiedział, ze to nie mój palec i nie chciał przejść do palca prawej ręki. pani w konsulacie była jednak mila i powiedziała, ze paszport wyda, bo póki co komputer i palec jeszcze nie stanowią. osobiście, to ja bym sobie nie wydala paszportu ze względu na zdjęcie, bo ni w ząb nie utożsamiam się z tą przerażoną staruszką. skan siatkówki – jestem za, mojej kuzynce przeskanowali oko w głębokim afrykańskim buszu, skaner stal w skleconej z starych desek i krowich placków szopie.
kasztany, tylko jako dodatek to świątecznej pieczeni.