Po czym poznać, że wiosna już pełną gębą?
Ano po tym, że jak się wysunie nos z domu, to słychać “bzzzz, bzzzz”, zaraz coś na człowieku siada, a z wielkiej sympatii użarło mnie w policzek i wyglądam niesymetrycznie. Oraz swędzi.
Nie, nie narzekam – BROŃ BOŻE żeby nie było, że narzekam! Nareszcie jest ciepło, ale no kurczę. pod względem robactwa to trafiliśmy tak sobie. No, nie aż tak tragicznie, jak Australia – gdzie pająki są wielkości talerza, a robale potrafią porwać psa i zjeść – ale np. na Kanarach nie ma robali, a za to jest wino i ocean. Ja bym się zamieniła!
Przez chwilę mieliśmy lokalny skandal, bo odpady zielone odbierają nie dość, że tylko raz na miesiąc, to po zimie dopiero w maju! I to pod koniec maja. Prawie u wszystkich już od kwietnia stały wory ze skoszoną trawą, która, jak by tu delikatnie powiedzieć, po kilku dniach w takim worku śmierdzi po prostu PRZEPOTWORNIE. Ja mam nadzieję, że z tym zawijaniem w folię zielonego dla zwierząt to jest jakaś inna technologia i one nie jedzą takiego śmierdzącego paskudztwa! W dzień zbierania odpadów nasza boczna uliczka prawie została zablokowana przez wielkie, cuchnące, czarne pakunki – naprawdę, jakbym miała się pozbyć trupa, to by było idealne rozwiązanie. Ta trawa tak śmierdziała, że żadne zwłoki by się przez to nie przebiły. Aż żałuję, że nikogo nie zabiłam, bo taka okazja dopiero za rok! (Chyba, że będzie awantura w gminie i w przyszłym roku wcześniej zbiorą zielone).
Oraz uwaga, jest nowy brytyjski serial kryminalny. Nazywa się “Marcella” i kocham go od pierwszego wejrzenia, bo główną rolę gra Anna Friel – ta prześliczna z “Pushing Daisies”. Trochę mnie na początku skołowało, bo ma taki mocny, brytyjski akcent, a w Stokrotkach mówiła inaczej, ale to ona i nadal jest bardzo ładna. Tylko oczywiście napompowała sobie czymś górną wargę. (Po co baby sobie wstrzykują coś w górną wargę, żeby robił się taki daszek? Półeczka antygilowa?). No więc, jakaś swołocz mordowała kobiety 10 lat temu i Marcella go łapała, ale nie złapała, a teraz znowu zaczął. I ona znowu go łapie. W międzyczasie mąż się od niej wyprowadził (of kors, do kochanki, no bo jak), a żeby było jeszcze fajniej – od czasu do czasu dostaje ataków SZAŁU i nie pamięta, co wtedy robiła. Mogłaby nawet kogoś zabić (i schować w worku ze zgniłą trawą). Szkoda, że tylko osiem odcinków.
Jest tak ładnie, że nawet nie mam serca wrzeszczeć na N., jak włącza piłę. Miętka się robię na stare lata.
dzięki za cynk o Marcelli, takie słodkie imię a taka porąbana osóbka 🙂
A gdzie te seriale się ogląda? Wciągnęłam się w marcellę a tu tylko dwa odcinki! Żeby chociaż dali gdzieś trzeci z angielskimi napisami, ale- nie!
Zielone dla zwierząt w folii nie jest zielone, bo jest to sianokiszonka a nie trawokiszonka 🙂 Zanim zafoliują to to schnie.
Też nie lubię często koszonych trawników, 3x w roku styknie.
Mnie to w ogole fascynuje z tymi odpadami zielonymi – całe zycie ludzie skoszona trawę i inne badyle kompostowali w najdalszym kątku ogrodu, a teeaz nagle szał – na wyścigi upychają do worków. Ja sie buntuje i jak teściowa nie patrzy, to trawę z kosiarki wyrzucam za tuje.
To się nazywa “ściółkowanie” i prawidłowo wykonane bardzo dobrze robi innym roślinom 🙂
O, pamiętam ten KĄT OGRODU w moim rodzinnym domu. Samotny i nieco smrodliwy.
Ja bym w ogóle trawę kosiła ZNACZNIE RZADZIEJ, bo mi się podoba taka łąkowata, z różnymi ziołami i kwiatkami, ale nie nie – NIEKTÓRZY muszą mieć Wimbledon. A po zimie strasznie dużo jest do sprzątnięcia, nie tylko trawa – liście, połamane gałęzie, jakby to wszystko ściółkować, to ledwo czubek iglaka by spod tego wystawał.
Brak robali na Kanarach? Ja uciekam w popłochu na widok gigantycznych karaluchów… Lokalne robactwo wprawdzie rownież nie zachwyca, ale jednak nie osiąga takich rozmiarów jak te cucaracha made in Spain
Przysięgam, że karalucha na Kanarach widziałam jeden raz – w dodatku rozdeptanego na promenadzie, na Gran Canarii, na którą mnie nie ciągnie, bo najmniej mi się podobała.
A tak, to nie ma much! Nie ma komarów!
Na Fuerteventurze komary niestety SĄ !!! Jak słonie. Ale jak się mieszka w hotelu, gdzie nawadnianie chodzi non-stop, to trudno się dziwić… Najbardziej namolne w nocy, w dzień praktycznie ich nie widać. Widzieliśmy panów konserwatorów, którzy w ramach sprzątania pokoju przed następnymi turystami zamalowywali krwawe placki na ścianach i sufitach… Moje lewe przedramię- po jednej nocy ponad 20 śladów. Już się tam nie ruszam bez repelentu.
No ja właśnie miałam takie pierwsze zdziwienie w anglikanii jak tu przyjechałam kilka lat temu… że nie ma komarów. Jak to? Rzeka jest, mokradła som, wilgoć wszędzie, a komarów i much nie ma. Dlaczego? Teraz podejrzewam, że oni, ci anglikanie czymś pryskają wszystko i nie ma. Ale ptaków jest dużo, coś muszą jeść. Co jedzą? No nie wiem… taka zagwozdka. No, muchy się rok temu objawiły, ale jakieś takie niemrawe i mało.
heh, ta półeczka antygilowa to pierwsza teoria, która zdaje sie miec sens. Bo chodza sluchy, ze one to robia po to, zeby bylo pieknie, powabnie i zmyslowo, ale jakos nie potrafie w to uwierzyc…