Już wiecie co. Ja wiem, że wszyscy umrzemy, ale żeby Maria Czubaszek i to tak młodo?… (Z drugiej strony, ile już osób odeszło, o których myślałam, że świat bez nich się skończy – Irena Kwiatkowska, Sławomir Mrożek, Stefania Grodzieńska, Stanisław Lem, David Bowie, Babcia, Mama…)
Jak już jesteśmy przy tematach ponurych, to rozmawiałam niedawno z mamą Zebry, będącą jednocześnie moją matko krzestno o Alzheimerze. Tu trzeba poczynić małe wprowadzenie – jest to osoba, która uwielbia słodycze, czekoladę zwłaszcza. Jestem pełna podziwu, ile cukierków czekoladowych i napoleonek jest w stanie wciągnąć, cały czas mając niezłą figurę, a absolutnie żadnego sportu czy spacerów nie uprawia – odziedziczyłam po niej temperament i energię życiową (czy raczej ich brak). Nie po matce, która była jak żywe srebro i nie mogła usiedzieć na miejscu, tylko właśnie po chrzestnej – uważajcie, kogo bierzecie na chrzestnych dla dziecka, bo to okazuje się może nie być bez konsekwencji! Ale zamiłowania do czekolady nie odziedziczyłam – słabo mi, jak dzwoni i się zwierza, że właśnie zjadła całe pudełko czekoladowych patyczków z pomarańczowym nadzieniem w środku i jakoś ją lekko mdli. No ciekawe dlaczego!… Bardzo ciekawe.
No i o tym Alzheimerze. Jaka to straszna choroba; jak rodzina nie może sobie dać rady, bo potrzeba osoby czuwającej przy chorym dwadzieścia cztery godziny na dobę, bez najmniejszej przerwy, znajoma poszła do łazienki, a w tym czasie babcia zdążyła zwiać z domu tak daleko, że szukali jej pół dnia. A że moja ciotka jest również z zamiłowania fatalistką (też mam to po niej), to zaczyna lament, co to będzie, jak ona zapadnie na Alzheimera i zwieje z domu i pewnie umrze z głodu albo zamarznie, bo gdzie ją znajdziemy?
Na co mój mąż:
– JAK TO GDZIE – w kolejce po kremówki w cukierni Jagoda! A jak nie tam, to w Biedronce przy pudełkach z cukierkami na wagę.
Tośmy ciotunię uspokoili. Że w razie czego, szast prast i się znajdzie w piętnaście minut.
A dziś, o 7.30 już nie było na targu młodych ziemniaków, chociaż już są, ale ich nie ma, bo przyszli i wykupili – nasz pan od ziemniaków tłumaczył N., że nic mu nie zostało, bo brali po dziesięć kilo NA KOMUNIĘ!
– Co za miasto – piekli się N., który już się na te ziemniaczki oblizywał od środy. – Ziemniaki kupują na komunię! Zamiast wódki, jak w normalnym, porządnym domu!
Skoro jesteśmy przy młodych ziemniaczkach, to podaję przepis na najlepszą sałatkę do grillowanego mięsiwa, autorstwa mojej Mamy:
– młode ziemniaczki, ugotowane w mundurkach, przekrojone na połówki, a większe na ćwiartki;
– młode marcheweczki, ugotowane na półtwardo, pokrojone na kawałki;
– różyczki kalafiora na półtwardo;
– różyczki brokuła na półtwardo;
– fasolka szparagowa zielona, ugotowana;
– a do tego bardzo dużo posiekanego koperku i sos winegret (przyznam, że moja mama brała takie sosy Knorra z torebki, paprykowo – ziołowy albo koperkowo – ziołowy).
Pyszna i ulotna jak wszystko w życiu, bo najlepsza wtedy, jak ziemniaczki są wielkości włoskiego orzecha, a marchewki malutkie i młode. Ech…
O, proszę: “Spłonęło największe cmentarzysko opon w Europie. Kłęby toksycznego dymu. Zostańcie w domach” – ależ naturalnie! Najlepiej na kanapie, prawda?…
Ja bym chciała do takiego Hotelu Marigold. Piękne klimaty, jedzonko indyjskie i ciepło, bo ja potrzebuję ciepło. I szale indyjskie i tuniki … i już mogę się starzeć dalej 🙂
Pardą, że jestem taka realistyczna, no ale ja spod Panny, no więc chciałam powiedzieć, że w tamtym pięknym klimacie są straszne bakterie, w dodatku przy nienajlepszym stanie instalacji sanitarnych. Flora bakteryjna jelitowa może nieźle dać popalić, a może i co gorszego się trafić. Ja bym została przy Europie.
Zawsze mam takie poczucie, że to trochę nie fair, że świat się jednak nie kończy, nawet na chwilę nie zatrzymuje, jak odchodzą ważne osoby.
Dla najbliższych się zatrzymuje, przynajmniej ja to tak odebrałam. A raczej rozsypuje. I nie da rady ruszyć z miejsca, dopóki się go z powrotem nie poskłada, taki szczerbaty, bez tego jednego kawałka.
Czy można powiedzieć, że ziemniaki jutro wyżrą komuniści? 😉
Oczywiście! OCZYWIŚCIE, że ZNOWU zeżarli komuniści!
Możecie pocieszyć cioteczkę jeszcze bardziej! “oddamy cię do angielskiego domu opieki”. Na pewno się uspokoi. W domu w którym pracuję jedna opiekunka zawsze jest przy takiej chorej. Nie wychodzi nawet do toalety, póki ktoś jej nie zastąpi. Opieka 24/24 🙂
Trochę daleko na odwiedziny, ale skoro i tak nikogo się wtedy nie poznaje…