Wczoraj – N. paraduje w koszulce termicznej, białej. Białej, czujecie. To znaczy – białej z kolekcją licznych a zagadkowych plam w różnych kolorach i odcieniach na przodku. Tak zupełnie niezobowiązująco zapytałam się go, wskazując palcem na plamy, CO TO JEST.
– To? – mówi N. – To są NAJPIĘKNIEJSZE CHWILE MOJEGO ŻYCIA.
No naprawdę, gdybym miała pałkę do ubijania ziemniaków, to bym go chyba zdzieliła. Ale nie mam – prześladuje mnie pech, jeśli chodzi o narzędzia do ubijania ziemniaków. Wykombinowałam sobie kiedyś, że ubijanie ich pałką wymaga siły i jest upierdliwe i kupiłam taką specjalną nowoczesną ubijaczko – przeciskarkę. Która przy pierwszym ubijaniu ziemniaków podzieliła się na dwie części – jedna została w ziemniakach, a druga mi w ręku. Kupiłam drugą z dziurkami – ta z kolei się zgięła. Trzecia się nie rozlatuje, nie zgina, za to poniewiera ziemniaki w ogóle ich nie ubijając i dostaję garnek pełen ziemniaczanych grud zamiast gładkiego puree (i jak mam podać pjure z dżemem? jak nie mam pjure?…).
Pozostając w tematyce gastronomicznej – popełniłam taki gulasz, że powinnam napisać sagę skandynawską oraz pieśń dziadowską, żeby pamięć o nim nie zaginęła. Moja zasługa niestety jest żadna albo bardzo nędzna, bo po prostu użyłam papryki, którą kupiliśmy kiedyś na lotnisku w Madrycie i stała sobie. Wczoraj ją otworzyłam… W życiu, powtarzam – W ŻYCIU nie używaliśmy lepszej papryki. Aromat wędzenia, kolor, smak – nie do przebicia. Poniżej zdjęcie – pudełko kosztowało około pięciu euro – pewnie w normalnych supermarketach będzie taniej, niż na lotnisku. Teraz już zawsze będę wypatrywała tej marki.
A propos gulasz: śniło mi się, że piję herbatę z Hannibalem Lecterem.
Po tym, jak mi się rozleciała ostatnia ubijaczka do ziemniaków, piure robię widelcem. No dobra, Mąż mnie nauczył, bo na ubijaczkę żałuje.
A ja się zastanawiałam jak się pije herbatę z Hannibalem Lecterem. Tak jak z cytryną, w plasterkach?
no własnie, jak?
Ajlowju, guys 😉
W TOWARZYSTWIE Hannibala Lectera. Piłam herbatę.
Teraz dobrze? 🙂
Tak, po jakimś czasie i ja doszłam do tego wniosku. Ale pierwsza wizja pozostała na długo. :]
Kombinuję, co to mogły być za plamy, które mogły mieć ścisły związek z najpiękniejszymi chwilami życia 🙂 A nie można by tej koszulki tak fiu – razem z wybielaczem wyprać ;)? Wspomnienia jedno, ale koszulka i to termiczna, to raczej powinna świecić czystością 😉 Szkoda, że nie masz zdjęcia tego popełnionego gulaszu, apetytu narobiłaś 😉
Wystarczy,aby papryka byla ” de la Vera”,bo tm wlasnie papryke wedza,a nie susza .a marka chyba nie gra roli.
Cała papryka w Hiszpanii jest suszona poprzez wędzenie, oprócz papryki z Murcii; “De la Vera” oznacza, że jest z okolic Caceres. Próbowaliśmy naprawdę wielu marek, od delikatesowych po paprykę z targu, ale ten konik smakuje naprawdę wyjątkowo.
Hannibal: WYOBRAŹCIE SOBIE, że Sir Anthony Hopkins! Też się zdziwiłam.
Gulasz: mogę gotować gulasze co drugi dzień. W ogóle mnie ta potrawa nie stresuje, nawet pieczenie i obieranie papryki mam w małym palcu. Bo krojenie cebuli to wiadomo, mogę skroić całą tonę I NIC, ani pół łezki (taka ze mnie suka nieczuła).
no co Ty
ale wiesz, że ziemniaki trzeba ubijać PO ugotowaniu?
To by wiele tłumaczyło! Dzięki 🙂
O, a kto grał Hannibala w Twoim śnie? Antoś czy Mads ?
No i papryka zamówiona SZATANIE. Wybrałam tą i jeszcze wersję “picante”
Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz. Różnych rodzajów hiszpańskiej papryki używaliśmy, wszystkie były smaczne, ale TAKI zapach i kolor – pierwszy raz się trafił.
A gdzie się zamawia taką paprykę? Chętnie sprawdzę.
W Polsce nie znalazłam dokładnie tej, którą Baśka poleca lecz inną tego dystrybutora
https://luxfood.pl/p/15542/papryka-sproszkowana-pimenton-de-la-vera-wedzona-slodka-z-hiszpanii-75-g
ale ponieważ bardzo chcę spróbować tej “baśkowej” to poprosiłam o zakup znajomych z UK. Na amazonie jest od cholery ofert sprzedaży papryki właśnie tej firmy
Niech mi ktoś ugotuje gulasz, proooooooooooszęęęęęęę.
Herbatka z Lecterem to dla mnie czysta perwersja…
i miiiiiiii!
Haaa, najpiękniejsze chwile życia! No nieźle, takiej odpowiedzi to by się człowiek nie spodziewał. No cóż, rozumiem, że chwile życia najlepsze, że wspomnienia i tak dalej. Ale to w takim razie na wieszak z tą koszulką! Niechaj odpoczywa sobie w szafie i będzie czczona. No chodzić w niej toż to już chyba nie za bardzo wypada, czyż nie mam racji?