Trochę się zaczynam martwić, że tracę moc. Przyjechałam i jaka jest pogoda? No właśnie! Piękna! Trochę zimno w nocy, ale słońce jak drut! A normalnie powinno lać jak z cebra, śmierdzieć dorszem i pizgać żabami. Tam na Teneryfie też niby kilka razy kropnęło, ale w telewizji na okrągło pokazywali powodzie na południu Hiszpanii i na Majorce – wezbrane rzeki, zatopione drogi, samochody do okien w błocie… Siedziałam przed tym telewizorem i CZUŁAM SIĘ JAK MACOCHA Królewny Śnieżki. Lustereczko mi podpowiada, że GDZIEŚ się pojawiła lepsza ode mnie w sprowadzaniu deszczu. Niby nic, ale jednak trochę przykro, kiedy się traci palmę pierwszeństwa.
To może pokażę trujący ogród. Ostrzeżenia wszędzie stały szumne:
Ale pierwsze co zobaczyłam po wejściu, to te liście:
No przecież one kiedyś u nas były obowiązkowo u każdego w doniczce na parapecie! Na pewno obie moje babcie je miały i prababcia też (razem z aloesem, zanim jeszcze stał się modny).
Aby jednak zbudować napięcie, żeby nikt nie wyszedł rozczarowany, to byla na przykład taka dekoracja:
Hiszpanie potrafią być bardzo dosłowni.
A to jest model Kon Tiki – naprawdę z opisów wyobrażałam ją sobie solidniej, a to zwykła słomiana wycieraczka!… Bałabym się na niej nocować w ogródku, A CO DOPIERO:
Jak już wspominałam, wulkany są porośnięte różnym towarem, w odróżnieniu od marsjańskiego krajobrazu Lanzarote:
A oto jajo Kolumba na Gomerze:
A to jest miejscowa przekąska – gueldes.
Musiałam spróbować, ale nie byłam zachwycona – mają drobną, bardzo sztywną łuseczkę, która jest trochę nieprzyjemna i drapiąca w gardle. W dodatku urywałam im łby, bo przy łbie są dla mnie za gorzkie (normalnie się je wcina w całości). Moim zdaniem, nasze szprotki zrobione podobnie są dużo lepsze, a okonki to już w ogóle.
Oraz znalazłam w statystykach następujące zagadnienie:
“Ile wsypać kasztanów do tapczanu?”
W tym temacie się absolutnie poddaję. Nie mam najbledszego pojęcia. Ba, nawet nie mam tapczanu! Można wsypać do ikeowskiej kanapy?…
Mało tych zdjęć, relacje z wyjazdów coraz krótsze… No nie bądź taka, też byśmy coś zobaczyły/-li.
Zdjęcia w strusiej poduszce nie masz?
Nie mam! Jeszcze nie przyszła.
Tu kilka więcej:
https://www.facebook.com/anna.andrychowiczslowik/media_set?set=a.10205110239105799.1538679907&type=3
Super zdjęcia i super wpis. Bez wątpienia będę tu przychodził częściej. Pozdrawiam 🙂
To nie języki teściowej tylko Sansewerie 🙂 phi jakie tam trujące ? Porządnie sie tym nie da zabić . Wszystko jest teraz takie przereklamowane , a u rozhisteryzowanych Hiszpanów , to już wogóle . Chociaż Krotony by tam zademonstrowali , ale co tam u nas w Polsce ,to panie więcej trucizn na każdym parapecie – czochranych i miętoszonych i wszyscy żyją ….
phiii nie wiedzialam, a wczoraj bylam na cud mniut wystawie grzybow okolicznych – jadalnych, nie jadalnych i trujacych …. u nie wiedzialam ze jest taki jeden grzyb ktory jest zarazem grzybem i zwierzakiem! moze zaadoptowac takiego? bedzie np na smyczy chodzil o! bo on chodzi! a taka dature trujaca to tez duzo ludzi ma w ogrodkach .
Mąż mi zabronił myć okien, dopóki nie skończy roboty w ogrodzie. Także pogoda na Mazowszu jeszcze co najmniej przez tydzień powinna się utrzymać. 😉
Lecę przełożyć misę z kasztanami pod łóżko!
Te liście były we wszystkich szkołach i dzieci je maltretowały. Kolczykowały kredkami na przykład. I jakoś nikt nie umarł. Ozdoba-trumna interesująca.
Cięły też żyletkami na węższe…
Przypadkiem trafiłam na Twój blog. Masz przepiękny styl i ogromne poczucie humoru. Czekam na kolejne wpisy.
Pozdrawiam 🙂
Moja babcia trzymała kasztany w tapczanie (pod zaglowkiem) jako antidotum na reumatyzm. Dozyla prawie 90-tki.
Moja babcia trzymala pod lozkiem kasztany bo ponoc pochlaniaja zla energie :):)
Raz tez sprobowala z zoledziami ale zima wyszly z nich jakies robale i rozlazly sie po mieszkaniu 🙂
te pierwsze liscie moze dlatego sa zaliczone do trujacych bo w Polsce maja nazwe “jezyki tesciowej” – no na wycieraczce tez bym nie plywala , jak juz to jachtem takim o! http://tinyurl.com/mbhuhk5