Po pierwsze, chcę być morskim ogórkiem. Morski ogórek, czyli strzykwa, być może nie śpiewa, a nawet wygląda dość ohydnie, ale za to umie z siebie wyrzucić żołądek – z zawartością – i wyhodować następny. Bardzo, bardzo, bardzo by mi się przydała taka umiejętność. Co prawda, morski ogórek wyrzuca ten żołądek a) w sytuacji zagrożenia, b) przez tyłek (czy co tam ogórkowi za tyłek służy), ale przecież nad szczegółami można popracować.
Po drugie, wszystkie sklepy pamiątkarskie opanowały drewniane penisy:
W zeszłym roku ich nie było. Nie wiem, o co chodzi. Może ktoś ma jakiś pomysł?…
Kolejne zdziwienie było, kiedy dokładnie przeczytaliśmy, co jest napisane na neonie restauracji, która się pojawiła w naszym hotelu na dole:
NO WIDZIELI PAŃSTWO? Prawie, PRAWIE poszliśmy tam na obiad! Bo w dodatku jeszcze bezczelnie mają w karcie dania typu “Famous Gordon’s Chowder”. A wino takie cienkie i ohydne, że chyba wyciskane ze ścierki, którą ścierali to, co się rozlało w innych knajpach. Nie lubimy i bojkotujemy, tak.
Bardzo nam się spodobało w “Pincha Cabra” – miłej tapasiarni, w której wiszą na ścianach bardzo zarąbiste kozy.
Mnie się najbardziej podobała ta, z pyskiem jak chart:
Ale niestety, byliśmy się na nich zmuszeni obrazić również, albowiem mimo że stawali na głowie i za każdym razem dawali nam bardzo smaczną tapę, i mimo że mieli do zjedzenia coś bardzo intrygującego na patyku, co oczywiście koniecznie chciałam zeżreć, ale spasowałam, bo okazało się perliczką (perliczką!…) – to popełnili niewybaczalną fopę, nalewając N. do kieliszka wino z dwóch różnych butelek! Takch fóp się nie wybacza.
(I tak najlepsza była wizyta w knajpie, w której stolik się lepił, kelner nie miał zęba, z kuchni wionęło starą fryturą, ale NIEKTÓRZY się uparli jak osioł, normalnie jak ci lekko przytłumieni bohaterowie horrorów. I mieliśmy później za swoje, jak bohaterowie horrorów. Podpowiedź: trochę morski ogórek).
Zanim się obraziliśmy na Cabrę, to bardzo nam się spodobała taka ich dekoracja:
Zapragnęliśmy też taką sobie sprawić w pokoju hotelowym, niestety, doszliśmy tylko do takiego etapu w środę:
…a w czwartek przyszła Carmen czy tam Dolores z miotłą i wywaliła nam pieczołowicie zbieraną kolekcję. I drzewko z butelek się zesrało.
Woda była cudooowna, chociaż pierwszego dnia w pierwszej chwili miałam moment “O kurwa, przecież ja w to nie wejdę” – ale to tylko pierwsze wrażenie. Jak już się wlazło, to nie chciało się wychodzić, taka była ciepła i słona i przyjemna. Ech, kurna. Pytam N. jakieś czterysta razy dziennie, DLACZEGO JA TAM NIE MIESZKAM, odpowiedzi otrzymuję dość wymijające.
Za to nareszcie, nareszcie ktoś poszedł po rozum do głowy i robi kosmetyki z aloesu z dodatkiem czerwonego wina. Ha! Zawsze powtarzałam, że czerwone wino to najlepszy kosmetyk i dietetyk i przyjaciel i rozgrzewacz i w ogóle (mimo, że już nie mogę go wyżłopać tyle, co kiedyś, to nadal tak uważam).
Aha, i w tym roku na plaży hipisi zaszaleli. Bo codziennie robią rzeźby z piasku, utwardzają wodą, a później przechodnie im rzucają napiwek za fatygę. W tym roku nie dość, że obsypywali smoki, miasta i pałace solą (że niby ośnieżone szczyty), to jeszcze instalowali w środku naftowe lampy i zapalali wieczorem i normalnie każda rzeźba to był osobny spektakl. Żeby jeszcze ta nafta tak nie śmierdziała, no ale kilkumetrowy smok buchający ogniem z nozdrzy (zwłaszcza po paru zgrabnych lampkach) – WOW! Naprawdę wow.
A w jeszcze innej knajpie wisiała bardzo interesująca ośmiornica o wkurwionym wyrazie pyska:
No lubię to Corralejo, lubię wracać, mimo że nic tam się nie dzieje, może właśnie dlatego. Ale jak się mieszka gdzieś w centrum, to można zrobić naprawdę przyzwoitą ruta del vino y tapas.
I jeszcze tysiąc innych rzeczy, naturalnie, ale chwilowo muszę rozebrać pralkę, bo wygląda na to, że nie była to chwilowa niedyspozycja, tylko ma jakąś grubszą niestrawność. Aha, i uratowałam pająka z czajnika. Zamieszkał w dziobku, idiota. Oraz przepraszam, ale MOGŁOBY BYĆ CIEPLEJ.
Mnie osobiście zainspirowało “drzewo piwne” ciekawy pomysł na ozodobe lokalu,bądz baru. Zastanawiam się,czy samemu nie spróbować zrobić czegoś podobnego i ozdobic sobie takim arcydziełem swój pokój:)
Kóz więcej nie mam, drzewko w domu mogę postawić, ale ostatnio niestety raczej z butelek po piwie, a na Fuerte najpóźniej w roku byłam w połowie października. Ale tam przez cały rok jest powyżej 20 stopni, najwyżej ocean może byc troche chłodniejszy.
JA TEZ CHCE !!! ale niestety do grzania tylko pozostaje narazie tylko wanna :/
A otwieracze-penisy wystepowaly tez w tym roku w Portugalii, normalnie inwazja penisów jakas.
wróciła i denerwuje
Dla takich kóz, to warto i żołądek poświęcić… W sensie: winem słabym poświęcić 😉
Ciekawe, kto ma z rana (przy tych temperaturach) minę, jak ta ośmiornica. No, ciekawe.
A co do drzewka z butelek, to zawsze możesz sobie takie w domu postawić. A nawet cały las 😉
a z tymi penisami to jakas akcja na rzecz rownowagi rasowej, bo na plazach to raczej tylko biale..:)))
a i suwenir niezly… i praktyczny bardzo….. dildo co wino otwiera, jestem za:)
wroc…. piwo!
Łelkam bek! Z tymi drewnianymi fujarami, to chyba faktycznie jakiś szał, na wyspie, tej od nietoperzy świnuchów, w tym roku również było ich mrowie a mrowie…Kozy boskie.
Były nawet mydlane- czarne (hit) , fioletowe (?) i zielone ( zgnite?)
alez sie rozmarzylam… tez uwielbiam Fuerte. Sama nie wiem dlaczego bo w sumie to …. tylko piach. No i slonce, wiatr i owoce morza. Bylas moze w grudniu? bo mam ochote na swieta uciec gdzies?
WOW! Fantastyczny wyjazd:) Ogórek jest zaiście fascynującym stworzeniem, aż musiałam go wyguglować;)
Ja kiedyś jeżdząć z moim szanownym po alentejo postanowiliśmy zaliczyć ruta del vino i skończyliśmy w jakimś ministerstwie rolnictwa, gdzie pan urzędnik myślał, że chcemy importować winko do Polski;)
kozy piękne! nie masz więcej?
….bo to so penisy ekologiczne.