Powinno być o tym, jak w Katowicach były Maćki. Nigdzie nie ma Maćków, a w Katowicach były.
I o tym, jak rysowalam jednemu Wlochowi, chociaz maly był i kudlaty, ale potraktowalam go powaznie i rysowalam mu na tablicy kwadraty, romby i prostokaty, a nawet jedno koleczko, oznaczajace “Rzad Polski”. Koleczko jednakowoz skreslilismy za obopolna zgoda. Ja mu rysowalam prostokaty i traktowalam go powaznie, a on, zamiast docenic mój profesjonalizm, chcial się umowic na kolacje. Maly, brazowy szowinista.
A także o tym, jak przez caly weekend wszyscy zajmowali się plakaniem, a pies był prany dwa razy. Za pierwszym razem bowiem uzyty zostal nieodpowiedni szampon i pies nie przypominal psa, tylko bardzo stary dywan, który ostatnie 14 lat spedzil w wyjatkowo wilgotnej piwnicy.
Tylko, ze…
tylko, że… co Barbarellko?
Małym, kudłatym Włochom stanowcze NIE!