Czy jest coś piękniejszego, niż pożeranie wczorajszej zimnej pizzy, siedząc we flanelowej piżamie o 9 rano w dzień roboczy w pustym domu, całym tylko dla mnie, z poczuciem absolutnego niemusienia niczego?…
(To jest, niemusienie niczego dotyczy tylko obecnej chwili, bo już jutro kroją się wydarzenia z gatunku tych parszywiejszych, ale chwilowo zawiesiłam się na chwili obecnej)
Wiecie, że gdybym była jedwabnikiem, to bym zdechła? Nie chciałoby mi się wyciągac z tyłka tych kilometrów nici, potrzebnych na kokon. Chociaż samo przebywanie w kokonie pewnie bym polubiła, z tym, że nie chciałoby mi się przepoczwarzać… Więc tak czy inaczej – bym zdechła. Mam nadzieję, że nie powrócę kiedys na Ziemię jako jedwabnik. Już prędzej jako jamnik. Ooo, byłabym znakomitym jamnikiem. Jako jamnikowi, mało kto by mi podskoczył. Oprócz świerszcza, naturalnie, jak pisała Poetka.
Tak, w takie dni, jak ten, gotowa jestem nienawidzić tę ohydną porę roku nieco mniej.
Od kilku dni mój małżonek zaczytuje się w pozycji fachowej na temat łucznictwa pod tytułem (wiele mówiącym, moim zdaniem) „Jak wyszkolić Mistrza”.
Na stronie 12 w rozdziale „Ustawienie tułowia” czytamy:
„Jeśli ciało ustawione jest poprawnie, łucznik powinien być w stanie złączyć pośladki”.
Odkąd trafiłam na ten akapit, nie mogę się opędzić od myśli, że chyba zbyt pochopnie się zgodziłam na to łucznictwo. Chyba nie jest ono aż takie szlachetnie niewinne, jak mi się wydawało. Miewam nachalne wizje łuczników, złączonych pośladkami z blond koleżankami z toru. Strach pomyśleć, co znajdę w rozdziałach zatytułowanych „Chwyt”, „Koncentracja”, „Oddychanie”, „Zgromadzenie siły na plecach” oraz – co najgorsze – „Zakotwiczenie”. A następnie – „Rozluźnienie i analiza”.
Współczesny świat jest niewyczerpanym źródłem pułapek.
(O proszę! Strona 60 – rozdział „Trening z gumą”).
ooo – muszę się zająć łucznictwem! brzmi fascynująco!
maszyna-do-szycia Łucznik na początek wystaczy?
od kilku dni małżonek zaczytuje się w pozycji fachowej na temat łucznictwa… czyli że w jakiej?Bo prócz tych złączonych pośladków, to nie mogę sobie doprecyzować reszty. Ja się lubię zaczytywać w pozycji leżącej albo półsiedzącej…ale ja to mało kreatywna jestem…szczególnie w kwestii łucznictwa:).
widzę, że mój “wielbiciel” zawędrował do Twojego bloga. z góry przepraszam za jego chamskie wpisy.
To rozluźnienie i analiza mnie zaintrygowało.
Nie ma nic piękniejszego. To powiedziałam ja, zapijając resztki pizzy wygazowaną kolakolą. Ja co prawda pracuję, ale kocham te piątkowe hołmofisy.
Znaczy chorobą zadowodową olimpijskich łuczników musza być przewlekłe zaparcia, prosze kto by pomyslał.
Fajne musi być to łucznictwo 😀
zajebiscie!
jak w grach rpg
N. powinien dostawac przy levelowaniu permanentnie +1 do sprytu i koncentracji. a
co dwa levele +1 do zręczności.
chyba że jest elfem, to czynniki rosną do 2-óch punktów w statystykach. no ale siła jest mniejsza.
ooops, nie zrozumiałam //wstyd
o ja gupia cipa //wstyd
jedwabniki wyciągają te kilometry z paszczy… wdzięcznie poruszając przy tym główkami…
….. czy ta pizza była z …. grzybkami ??? :):):):)
hahahahahahaaaaaa ale sie usmiałam…
gumę każą trenować??????????????