O WYJEŹDZIE, UCZUCIACH DO SPORTU I SAŁACIE

Nie mam siły w ogóle, ponieważ byłam na wyjeździe relaksacyjno – jubileuszowym (z okazji urodzin, wiecie) w towarzystwie kobiet – równolatek bynajmniej w Hiszpanii. Bo tak sobie kiedyś zapragnęłyśmy i – o dziwo – udało się to zorganizować. W sumie cztery noce, ale LEDWO ŻYJĘ – bardzo było intensywnie, naprawdę bardzo. Codzienne spacery po dwanaście kilometrów, że nie wspomnę o dość dużych dawkach witaminy W, którą z namaszczeniem przyjmowałyśmy właściwie bez przerwy. Oraz robiłyśmy sobie zdjęcia i kupowałyśmy chustki, bo jedna koleżanka powiedziała, że OD TERAZ JESTEŚMY WYRAFINOWANE – no i trzeba było się wyrafinować. Co prawda, moja szuflada z szalikami i apaszkami przestała się domykać, ale jak jest mus, to mus.

I wszystko było naprawdę fajnie i w ogóle i nikt nikogo nie zabił (choć gdybyśmy zostali o dzień dłużej, to kto wie, kto wie) i odzywaliśmy się do siebie na lotnisku w drodze powrotnej, co uważam za SPORY SUKCES. Natomiast absolutnie ugruntował się mój pogląd o tym, że NIENAWIDZĘ SPORTU do samego centrum szpiku moich kości. Niena – kurwa – widzę.

Kiedy się spakowaliśmy w niedzielę rano, żeby złapać autobus na lotnisko – przystanek mieliśmy praktycznie pod domem – okazało się, że CAŁA DZIELNICA z dużymi przyległościami jest ODCIĘTA od świata, ponieważ odbywa się miejski maraton. I nie, taksówka też nie podjedzie, nic nie podjedzie. Trzeba wyjść z tej strefy na kolejny przystanek – tak powiedziały panie z obsługi maratonu. Więc szliśmy z ciężkimi, powrotnymi walizkami – wiadomo, pyszna sobrasada sama się do Polski nie wyślę, niestety. Szliśmy, szliśmy i szliśmy jakieś trzy kilometry na kolejny przystanek, żeby przeczytać naklejoną na nim kartkę, że TO JESZCZE NIE TEN i mamy zapierdalać kolejne dwa kilometry. Klęłam przez całą drogę naprawdę strasznie i mam nadzieję, że przynajmniej kilka osób spotkanych po drodze mnie zrozumiało, bo tam jest sporo Polaków. A z koleżanką jesteśmy umówione, że na następny maraton miejski w Warszawie zrzucamy granat (moim zdaniem granat to za mało – ja bym pierdolnęła z dużej wysokości kilka min morskich). 

Udało się nam resztką sił wyczołgać z tej ogrodzonej strefy, gdzie co chwilę biegł jakiś spocony maniak w obcisłym nylonowym ubranku i mam nadzieję, że go obtarło i dostanie liszaja. Dorwaliśmy dwie taksówki i doprawdy, nie byliśmy sami w miłości do bliźniego, który musi se pobiegać w niedzielę w centrum miasta, bo inaczej się nie liczy. Taksówkarze byli BARDZO MEGA WKURWIENI i mówili naprawdę paskudne rzeczy o władzach miasta. (A dwa dni wcześniej widzieliśmy władze miasta na jakiejś konferencji i moje koleżanki stwierdziły, że burmistrz jest przystojny – na pewno świnia, jak wszyscy politycy, ale przystojny).

Podsumowując:

– sportowcy to są kompletnie zwyrodniali psychopaci,

– kocham Hiszpanię,

– ale cieszę się, że wróciłam do Szczypawki,

– chociaż w ogóle się nie cieszę z powrotu do strefy klimatycznej umiarkowanej – czarna dupa, a nie strefa umiarkowana; od ponad doby wyje mi wiatr nad uchem i mam jakieś mroczne, poplątane sny, w których się spieszę i nigdzie nie mogę zdążyć.

A N. kupił wczoraj sałatę w doniczce i teraz, kiedy potrzebuję liść na kanapkę, to muszę ją własnoręcznie żywcem OKALECZYĆ – po prostu urżnąć jej część ciała!… Nie, nie robi mi to dobrze na psychikę. Jednak wolę zabitą sałatę (humanitarnie zabitą, oczywiście).

7 Replies to “O WYJEŹDZIE, UCZUCIACH DO SPORTU I SAŁACIE”

  1. Szacun że wiedziałaś o co chodzi z tym zamknięciem ulic … ja jestem histeryczka i pewnie do dziś bym tam siedziała na krawężniku i płakała

  2. „ cieszę się, że wróciłam do Szczypawki” – jak ja Cię rozumiem. 🙂 Wyjeżdżamy, sami, ale tylko na kilka dni. Dłużej byśmy nie dali rady, bo byśmy się stęsknili. Rok temu oba urlopy były psie, w tym roku też już jest plan długiego urlopu we Włoszech. Z psami, no bo jak inaczej? Tam na szczęście, podobnie jak w Hiszpanii, psy nie robią na nikim wrażenia, nie powodują palpitacji serca ani bólu d.
    Psio pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*