Ostatnio przeczytałam
(Psy się darły i musiałam iść zerknąć, czy przypadkiem nie jest popełniany mord w afekcie na środku ulicy, ale nie – szedł facet z reklamówką; być może miał w niej ludzką głowę – ale to już zostanie jego tajemnicą).
(Chociaż w sumie to nie wiem, po co poszłam sprawdzić, bo świadek byłby ze mnie ŻADEN – mam krótki wzrok i jestem BEZNADZIEJNIE niespostrzegawcza. Na przesłuchaniu tylko bym wprowadziła element chaosu. Może bym zapamiętała jakiś charakterystyczny element odzieży, gdyby był w wyjątkowo jaskrawym kolorze albo na przykład we wzór w jamniki, ale niewiele ponad to).
…no więc – przeczytałam ostatnio, że budzenie się w środku nocy ma głęboki sens. Gdyż nasi przodkowie spali na dwie raty – najpierw 4 godziny snu, następnie pobudka, żeby dorzucić do ognia – bo jeśli się nie palił ogień, to wzrastało prawdopodobieństwo zostania zeżartym. I po tych ratujących życie zabiegach – znowu zapadali w sen na 3 – 4 godziny.
To jest o wiele lepsze wytłumaczenie, niż DEMON budzący nas o przeklętej godzinie, natomiast nie uwzględnia jeszcze jednego czynnika – mianowicie, psiego. Może psy jaskiniowe same wychodziły nocą na siku i nie budziły swojego pańcia – istniało niezerowe prawdopodobieństwo, że wkurwiony mógłby je zeżreć. Współczesne psy nie mają takich przemyśleń i po prostu szturchają pańcię nosem o trzeciej nad ranem; a pańcia akurat miała taki piękny sen o byciu szczupła osobą z małym tyłkiem i w ciepłym miejscu na Ziemi. Chociaż i tak nie było źle, jak na lutową noc – mogłoby być minus dwadzieścia, a tak to się przewietrzyłam w miłych okolicach zera. Ale sen już nie wrócił, ech.
I przyszły dwa NAPRAWDĘ WIELKIE rachunki za gaz. I się bardzo zdenerwowałam, bo już jeden to kupa forsy, a DWA? Puściłam zatem dosyć barokową wiązankę pod adresem rządzących – naprawdę niezłą, jestem z siebie zadowolona – po czym, po dokładniejszej analizie okazało się, że przepracowany listonosz wrzucił nam do skrzynki rachunek sąsiadki. I CO Z TEGO – niesmak pozostał, a wiązanka się nie zmarnowała; banda łobuzów z lepkimi łapami (to i tak najmilsze określenie, jakie przychodzi mi do głowy).
A wniosek z tego taki, że ludzki łeb w reklamówce jest czasem rozwiązaniem niezwykle kuszącym.
Na szczęście nasz leń niezwykle rzadko musi wyjść w nocy, ale jak już się zdarzy, często nawet nie pamiętam tego rano. Widać wypuszczam go na autopilocie. Albo nawet i przez sen. Potem tylko mąż z troską pyta, a ja zdziwiona.
Ten zwyczaj spania na raty wcale nie jest taki odległy. Zanikł za sprawa elektryczności i wydłużenia funkcjonowania wieczorem. Wcześniej chodzono spać po zmroku i w środku nocy następowała 2-3 godzinna przerwa, po czym znowu kładziono się spać. W czasie tej przerwy często spożywano lekki posiłek, zwany podkurkiem, nierzadko wspomagany kieliszkiem wina, co poniektórzy wpadali z wizyta do sąsiadów, zapewne w koszuli nocnej i szlafmycy 😁
Jejku, jak mi się to podoba! Zwłaszcza chodzenie spać po zmroku 😉
Ci pierwotni przodkowie w środku nocy może i dorzucali do ognia, ale też wtedy właśnie uprawiali sex. Udowodnione naukowo, gdzieś już o tym czytałam.
Ludzki łeb w reklamówce, powiadacie ( w kontekście nami rządzących)? Tylko jeden? Czy nie za mało?
Ale jako prezent otrzymany czy dawany? Bo w sumie sama nie wiem, czego nie chciałabym BARDZIEJ
Mnie też psiska budzą w nocy, bo drepczą. Melona już chyba oduczyłam od wychodzenia na siku w nocy, ale lubią zmieniać łóżka – i kursują między pokojami dziećmi i naszym. A mnie to budzi!