O WACIE CUKROWEJ, KTÓREJ NIE BYŁO

Na miły początek tygodnia przeczytałam dla odmiany artykuł historyczny (bieżącej polityce nie daję rady w poniedziałek rano) o najbrzydszej królowej Polski, Elżbiecie Rakuszance. Podobno Kazio Jagiellończyk, jak mu ją przywieźli celem ożenku, to uciekł i zamknął się w komnacie i powiedział, że nie wyjdzie – ale później się do niej przyzwyczaił. Chyba nawet dość dogłębnie się przyzwyczaił, bo mieli trzynaścioro dzieci – czego to człowiek nie zrobi z przyzwyczajenia!…

Jedna moja koleżanka twierdzi, że wszystko może stać się nałogiem – mój najnowszy nałóg to kolorowa woda w probówkach, którą trzeba przelewać tak, żeby w każdej probówce został tylko jeden kolor. W piątek prawie garnek przypaliłam przez to przelewanie – czy ja bym nie mogła mieć jakichś bardziej spektakularnych nałogów? No nie mogłabym, bo nie mam dilera. Raz o mało co bym miała dilera, bo jeden pan nas zaczepił w Lizbonie i chciał nam sprzedać podobno haszysz, ale nie kupiliśmy, bo to wyglądało jak brązowa plastelina i za cholerę bym nie wiedziała, co z tym zrobić dalej. 

Wczoraj był Międzynarodowy Dzień Bez Stanika – niestety nie mogłam obchodzić, bo kinderbal u Zebry, a nie robi się dzieciom takich świństw (chociaż w literaturze jest sporo o dziwnych ciotkach, które robiły jakieś szokujące rzeczy). A dziś z kolei podobno Dzień Bez Majtek – no nie, też nie obchodzę, tym razem z pobudek ideologicznych i przekonania wewnętrznego.

A w ogóle to poszłam na to przyjęcie, bo mnie Zebra skusiła urządzeniem do robienia waty cukrowej, które kupili niedawno. To jest w zasadzie moje marzenie z dzieciństwa, taka maszynka do waty cukrowej – kiedyś ją uwielbiałam i mogłam jeść na okrągło. Teraz trochę mniej, ale akurat miałam ochotę i bym zjadła – a urządzenie zrobiło jedną malutką watę, a później zaczęło przypalać cukier, śmierdzieć i tyle wyszło z moich marzeń. A watę zjadła babcia, bo PRZYWILEJE SENIORÓW. I musiałam się zadowolić Pavlovą, no naprawdę.

Kolejny artykuł – córka pana Wodeckiego zdradza jego sposób na to, żeby być w życiu szczęśliwym: otóż trzeba się dużo uśmiechać i jeść kiszoną kapustę. Muszę to przemyśleć.

5 Replies to “O WACIE CUKROWEJ, KTÓREJ NIE BYŁO”

  1. ale jak zrobiło tylko jedną malutką watę? Dobiłaś mnie, bo ja też kupiłam takie urządzenie, tylko jeszcze nie wypróbowałam.

  2. Kapusta kiszona na propsie, ale im człowiek starszy, tym większe sensacje żołądkowe mogą kiszonki powodować. Uśmiech się przydaje do zamaskowania.

  3. przeczytałam, że jeden pan Was ZASZCZEPIŁ w Lizbonie, i w ogóle nie wydało mi się to dziwne, jednak nie pasowało mi, że przy okazji SZCZEPIENIA chciał Wam sprzedać haszysz. tylko dlatego przeczytałam to zdanie ponownie…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*