No moi państwo, wczoraj jak po dwudziestej drugiej ciągle było trzydzieści stopni na plusie, to jednakowoż trochę wymiękłam. Owszem, zdarzały mi się takie akcje np. w Madrycie, ale po pierwsze byłam zwykle już natrąbiona (żeby przetrwać – jak Anglicy w Indiach, z tym że oni dżin i whisky od samego rana, a ja jednak staram się dotrwać do 12 w południe), a po drugie – tam mają dużo tych wodnych spryskiwaczy, co rozpylają mgiełkę pod parasolami albo pod dachem.
NIeszczególnie się wyspałam, a rano wpadł nam do chałupy szpak.
Natomiast chyba pieskowi trochę się poprawia, bo rano już tańczy taniec śniadaniowy, czyli tak zwany walczyk – padalczyk. I żąda dokładki. Jeszcze nie biega po ogródku, ale w takie upały zdrowa też nie biegała, całkiem jak jej pańcia – trzeba się szanować. Za to drze japę na leżąco (ma swój leżak na tarasie) (chyba to oczywiste!), żeby na dzielni było wiadomym, kto rządzi.
Z całego serca dziękuję Małgo za „Wielki szort” – zamówiłam i czyta się lepiej niż większość kryminałów (może oprócz Agaty). Niestety jako lektura do poduszki nie sprawdza się, ponieważ tak podnosi człowiekowi ciśnienie, że o spaniu nie ma mowy, bo ma się ochotę na marsz z koktajlem Mołotowa do siedziby agencji ratingowych. Raczej niech nasz doradca z banku nie dzwoni w najbliższym miesiącu, bo nie będzie to miła rozmowa.
Te fejsbukowe algorytmy to jednak są takie mądro – głupie. Chętnie klikałam filmiki o gotowaniu, najczęściej u Karlosa Arguinano, chociaż trochę mnie frustruje cudowna beztroska, z jaką używa najlepszej oliwy świata (początek prawie każdego przepisu z deserem włącznie to rozgrzanie jeziora oliwy na kilku patelniach). No to teraz fejsbukowe boty częstują mnie kulinarnymi filmikami, z tym że głównie są to amerykańskie produkcje o przygotowywaniu obrzydliwego mega hamburgera oblanego rozpuszczonym plastikowym serem albo smażeniu różnych wyuzdanych kompozycji na głębokim tłuszczu. W tym całej wielkiej cebuli rozciętej jak chryzantema. Jest to fascynująco – odrażające jak filmy Bunuela o zdechłym ośle w fortepianie, ale nie powiedziałabym, że traktuję te filmiki KULINARNIE. Jednak są granice tego, co człowiek cywilizowany powinien jeść (no dobra, tę cebulę bym spróbowała).
A propos odrażająco fascynujące – odkryłam kolejną kopalnię cudowności na reddicie, a mianowicie wątki zaczynające się od „Doctors of Reddit”. Oczywiście prawie każdy wątek kończy się wyliczanką pacjentów, którzy zgłosili się na ER z czymś interesującym w tyłku (lub innym otworze ciała, naturalnym lubi nie całkiem naturalnym). Jeden lekarz napisał, że niewiele jest smutniejszych widoków na świecie, niż malutkie stópki Barbie, wystające z męskiego owłosionego tyłka (podobno Barbie zdarzają się niepokojąco często).
Wnioski te same co zwykle: po prostu wymrzyjmy już.
oJ TA, OJ TAM STRASZNE RZECZY STÓPKI PLASTIKOWEJ bARBI. jUZ NIE PRZESADZAJMY
Jestem głęboko wdzięczny za tych Anglików w Indiach; właśnie takiego argumentu brakowało mi przy tych upałach.
jA TEŻ! i CO MI TERAZ POWIEDZĄ?!
Zniszczyłaś mnie tymi stópkami…
no czoś takiego!!!
Karlos jest świetny! I z tą oliwą to prawda 🙂
Stópki Barbi? Serio?!! Jednak ludzkość idzie na zagładę jak nic…. Dobrze,ze Szczypawka wraca do formy. Tak, darcie się z leżaka lub fotela to takie pretensjonalne jamnicze zachowania pt.jestem wielka/i, a co może nie słychac? 😉
Ależ proszę!
O stópkach Barbie wolałam nie wiedzieć.
I nieustająco zdrowia dla Szczypawki!