Nie dość, że jest ohydnie, mam dosyć tego marca i ciągnę się przez życie jak rozdeptana dżdżownica, to jeszcze mój stary ZNOWU mi TO zrobił. Znowu mnie zostawił samą w chałupie! Naprawdę oszaleję, a on twierdzi spokojnie, że NIC NIE PORADZI, że są tacy rozrywani. Natomiast ja przebywam na przeciwległym biegunie bycia rozrywaną – jestem całkowicie nierozrywana, nierozrywkowa i w kontrze (w zasadzie do wszystkiego). A w nocy pies mnie wyciąga na spacery o trzeciej w nocy, mimo że DOBRZE WIE, że ja się tej trzeciej w nocy boje najbardziej. I co z nią zrobić? Z drugiej strony, może ona przeprowadza mi terapię metodą desensytyzacji – zobacz, pańcia, trzecia w nocy i nie ma żadnych duchów! Kochana Szczypawko – to że ich nie widać, to nie znaczy że ich NIE MA – wszak to duchy.
Jest przeohydnie, a na dodatek nie mam pomysłu, co na obiad w weekend. Nic mnie kulinarnie nie pociąga. To znaczy owszem – na przykład bakłażany z miodem z widokiem na Ocean Atlantycki; ale obawiam się, że w domu mogą mi takie nie wyjść (chociażby z prozaicznego braku oceanu).
Jak to mówią – na małego doła kąpiel z olejkami, na dużego – z suszarką.
Kupuję i upowszechniam-rozdeptaną dżdżownicę- jako termin psychologiczny. Szanuję własność intelektualną, dlatego zawsze zaznaczę, że cytuję!
Kupuję tekst i bezczelnie upowszechniam – rozdeptaną dżdżownice- jako termin określający stan psyche. Za każdym razem podkreślę, że cytuję. Szanuję własność intelektualną!!
Właśnie przeczytałam, że bociany są agresywne, rozwiązłe i bezwstydne… hmmm.
Idź do jakiejś dobrej knajpy w weekend na obiad. I po robocie W niedzielę możesz nawet w wiosenne buty założyć.
Ja tam myślę, że przy widoku na śnieg i inne takie, tylko bigos wchodzi w grę.
No tak, ale bigos na jutro to powinnam zacząć gotować tydzień temu!…
Poza tym bigos przepyszny to robi moja koleżanka, ja takiego nie umiem.
A duchów się nie bój, Szczypawka zobaczyłaby nawet NIEWIDZIALNEGO.
Zwierzaki tak mają.
No i się posypią przepisy z widokami na podmiejskie uliczki….
Ja proponuję dorsza zapiekanego z porem.
Dorsza do piekarnika, skroić na niego pora,
polać masełkiem, przykryć folią..
Dwadzieścia minut powinno mu wystarczyć, a roboty na pół minuty.
Jak mi się nic nie chce, to go robię.
Tylko że ja mam widok na parking
Bardzo pociągające danie (masełko! pory!) – tylko że przez ostatnie dni spożyłam wiadro porów. Bo jak N. wyjeżdża, to sobie robię tartę z porami, żeby nie zawracać głowy gotowaniem, więc ciut się zaporowałam…
Właśnie zaczęłam sie zastanawiać, czy wole wersje “zaporowalam” czy “zaporzylam”…
Obie mnie pociągają