Nie jest źle. Nie jest źle – wcale mnie nie odrzuca ani od kapusty, ani od śledzików, pierożka mojej siostry albo grzyba w cieście chętnie bym niezobowiązująco wciągnęła, jak też kawałek piernika. Nie mam wrażenia, jakobym się zderzyła z pociągiem towarowym pełnym kapusty i grzybów, a moja wątroba nawet nie zaczęła się pakować do podręcznego nesesera…
No chyba że moja diagnoza jest błędna i to wszystko oznacza, że właśnie jest BARDZO ŹLE, znikąd nadziei, puściły mi wszelkie hamulce i teraz zażrę się na śmierć, aż wybuchnę. To również jest możliwe. Nie wykluczam żadnej hipotezy.
A propos wybuchania – w święta uprawialiśmy głownie jedzenie i kinematografię i po pierwsze, z kultowych filmów christmasowych zaliczyliśmy „Szklaną pułapkę 2”. Tak właśnie. W plebiscycie John McClane kontra „Love Actually” wybieram McClane’a i wybuchające samoloty. Z różnych powodów, ale tu przynajmniej mam pewność, że nikt się nie przespał z kościstą wydrą.
Następnie był grany Tomek Cruise w „Mission Impossible: Fallout”. O dziwo, Tomek pozwolił sobie się nieco zestarzeć, odwrotnie niż Krzysztof Ibisz. Ponadto grał Alec Baldwin i za każdym razem jak się pojawiał czekałam, że powie cos śmiesznego albo przynajmniej zacznie udawać Trumpa – niestety, nie zrobił ani jednego, ani drugiego, a szkoda, bo jest świetny. Co do akcji… Cruise znowu dziwnie biega (tym razem po Paryżu), jedni ludzie udają innych i zdzierają gumowe maski, a prawie wszyscy biorący udział w akcji zostają zaczipowani, a poza tym – nuda, nuda, pościgi, detonatory, zaginione bomby i strzelaniny. Jest na horyzoncie nadzieja, że Cruise przestanie robić kolejne Misje?
A później obejrzałam „Anihilację” na Netflixie – całkiem niezłe SF z Natalie Portman. Podobało mi się, że wreszcie w kinie akcji poszedł na zwiad patrol złożony z pięciu bab. I nawet nie od razu się pokłóciły! A zakończenie miało ręce i nogi, chociaż bałam się, że pojadą metafizyką, ale nawet nie. Za to bardzo podobał mi się początkowy dialog Leny / Natalii z mężem, który nagle i niespodziewanie odnalazł się po roku (PO ROKU!) nieobecności. Ona do niego – gdzie byłeś, co robiłeś, jak dotarłeś do domu? A on – NIE PAMIĘTAM, TO NIEISTOTNE.
Od razu mnie kupili tym dialogiem – zupełnie jakbym ze swoim starym rozmawiała. On też nigdy nie pamięta gdzie był, jak wpada w czarną dziurę na kilka godzin, bo to przecież NIEISTOTNE. I to jest dopiero mission impossible, dogadać się z takimi, a nie tam – pluton. Pluton to każdy głupi znajdzie.
No i jesteśmy od rana w biurze i przyglądam się tej kupie na biurku, na którą odkładałam wszystko z komentarzem „A TO PO ŚWIĘTACH”. No i jest po świętach i kupa oczekuje, że KTOŚ się nią zajmie. Ratunku.
Trzeba się wyluzować (w kwestii zalegających papierów) i patrzeć w inną stronę. Byle zeza od tego nie dostać.
A w kwestii filmów: chyba pierwszy raz nie widziałam, nawet przypadkiem i kątem oka, żadnego ze świątecznych klasyków. Za to wieczorami oglądaliśmy takie cuda jak Vovler (z tym najpiękniejszym na świecie początkiem na cmentarzu – mogę ten film oglądać nonstop) czy Excentrycy Janusza Majewskiego (film polecam ze względu na fantastyczną muzykę, cudne samochody i jakiś taki przefajny optymizm). Aha, no i serialowo: Skandal w bardzo angielskim stylu (3 odcinki, bardzo polecam jeśli ktoś nie widział) oraz Patrick Melrose. I chociaż ostatnio obiecałam sobie, że dość już angielskich seriali, że zaczynają mnie za bardzo dołować (a potem mam koszmarne sny) to oba wchłonęłam niemal bez przerw.
w temacie kup to mam kota z permanentną biegunką, więc za pozwoleniem, ale CO WY WIECIE O KUPIE NA PÓŹNIEJ…. 😉
w temacie filmowym – Barb, serdecznie polecam cacko pt. “Commando Ninja” 😉 Okwiczałam się przy tym jak stado różowych świneczek ;>
Basieńka,
czy Ty wiesz, że “Na wsi w Japonii” ma znowu Bloga?
https://2catspopolsku.blogspot.com/search?updated-max=2018-05-08T19:59:00%2B09:00&max-results=5
Ma, ale rzadko go aktualizuje, niestety 🙂
Dzięki za cynk, bardzo lubiłam „na wsi…”
Moja kupa na biurku zmieniła nazwę z Na po świętach na Na po nowym roku. Polecam 🙂
Ja swoją zgarnęłam do szuflady i udaję, że jej nie ma.
Ha!Ja moja tak od razu tak nazwalam:) Z wiekiem ma się coraz mniej zludzen;)