1. Pies wyjada mi frytki. N. twierdzi, że sama ją nauczyłam jeść frytki, to teraz mam (nie uczyłam, w tym zakresie większość psów jest zadziwiająco bystra i zwykle są samoukami) – ale żeby pies jadł frytki?… Lody waniliowe też lubi. Taki kawiarniany okaz nam się trafił.
2. Czytam „Muzy Młodej Polski” o siostrach Pareńskich i całych tłumach ich wielbicieli. Książka trochę chaotyczna – wydarzenia nie są podane ani chronologicznie, ani tematycznie, autorka ciągnie jakiś wątek na kilkanaście lat do przodu, wraca, kluczy, zamieszcza pękate biografie narzeczonych, którzy za chwilę znikają na zawsze, każda postać epizodyczna ma wyprowadzony rodowód do piątego pokolenia wstecz… No ale komuś mogą się te informacje z archiwów przydać, poza tym – jest mnóstwo smaczków. Wszyscy umierają na syfilis lub gruźlicę, a jak chwilowo nie umierają, to przynajmniej się narkotyzują. Panienki rzeczywiście musiały być dość atrakcyjne, natomiast ich mamusi – megiery, działaczki towarzyskiej i uwodzicielki młodych artystów – nie chciałabym nigdy spotkać nie mając czegoś ciężkiego pod ręką. Mimo zachwytów nad jej działalnością dobroczynną i towarzyską wyczuwam, że to musiał być STRASZNY babsztyl, prawdziwa megiera. Trochę tych babskich Belfegorów w Krakowie było, vide książki Samozwaniec – ale doprawdy, ta musiała być ich hersztem.
3. Wychodzę z koleżankami na wino, a one zamawiają butelkę z trupią czachą i rozmawiają o eksporcie przeszczepów kupy (w Ameryce coraz więcej ludzi potrzebuje, a my Europejczycy Wschodni mamy w tym zakresie bardzo wiele do zaoferowania – co jak co, ale kupa jest naszą specjalnością, zarówno ta będąca produktem przemiany materii, jak i ta metaforyczna – dodam, żeby nie było niedomówień).
4. Tego lata można sobie kupić (i wypić!) piwo upędzone na bakteriach waginalnych aż dwóch modelek. To wspaniała wiadomość, tak sądzę (uff, nie piję piwa). Oh well, kilka lat temu jedna pani wyprodukowała jogurt na swoich własnych bakteriach (w ramach doktoratu), więc to tylko kwestia czasu, kiedy w supermarketach będzie cała alejka poświęcona podobnym wyrobom. Mam tylko cichą nadzieję, że nikt nie zacznie majstrować ze swoją waginą przy produkcji wina, niech w nim zostaną stare, dobre, a nawet pyszne odchody zwykłych drożdży winnych! I oliwę też prosiłabym zostawić w spokoju.
5. W Jastrzębiu Zdroju znaleziono boa dusiciela w piwnicy bloku. A co z naszym pytonem? Nadal się o niego martwię.
https://fakty.interia.pl/swiat/news-pyton-tygrysi-znaleziony-obok-przedszkola-w-minsku,nId,2619389
Może on wędrowniczek?
Gdzie jesteś? Delektujesz się upałami i nie zawracasz sobie głowy siadaniem do kompa?
Jestem jestem, tylko spałam w nocy i nazbierało mi się w robocie.
Mój jamnik uwielbiał szparagi. To smakoszki są i telepatia im działa.
Megiery niestety przetrwały. Przynajmniej jedna.
Niestety, jest moją… eee…
a, mniejsza z tym. Ale niestety jest, i nie da jej rady nic poniżej głowicy jądrowej.
A koty też potrafią wszystko wrąbać, ale z gustem.
Kiedyś jeden zeżarł mi kiszonego ogórka.
Jogurtu na wiadomych bakteriach na pewno by nie ruszył.
Mój kiciuś wychowany przeze mnie od 1go tygodnia życia, jadł to co ja, kiszona kapustę, zupę koperkową (tej szczerze nie lubił, ale wciskałam mu ją dla zdrowi). Tłumaczy mnie tylko moje szczenięce 12 lat.
Mnie żywotnie interesuje, które to modelki. Nie żebym piła piwo, ale muszę to wiedzieć.
Byłam ciekawa, czy będzie o tym piwie, czuje się usatysfakcjonowana;) Swoja droga, skoro bywa piwo choojowe, to waginowe też powinno być, w końcu (jeszcze) mamy równouprawnienie;)
Pyton trochę mnie niepokoi, bo nie wiadomo nigdy ile tego gdzie się paleta i co jeszcze dziwnego ludziom z domów ucieka…
Szczytem smaku może być Piwo Wagonowe (na pocie)!
Hmmm, całkiem dobrze mi się żyło bez świadomości, z czego można wyprodukować wspomniany jogurt czy piwo…A teraz mi jakoś tak nieswojo. Na szczęście jest jeszcze (?) pastis i tego w wakacje będę się trzymać 🙂
Zazwyczaj jak sie czegos szuka, to sie znajduje multum innych rzeczy, które uwazalo sie za zaginione na wieki. Wiec ciekawa jestem, co takiego jeszcze przy tym szukaniu pytona wyjdzie na swiatlo dzienne. Moze nawet bedzie trup.
Ide o zaklad, ze jakby George Clooney albo inny Brad Pitt (czy tam kto teraz podbija niewiescie serca, ja sie nie znam) wypuscili serie jogurtu na wlasnych bakteriach, to nie nadazyliby z produkcja. Ludzie sa baaaardzo dziwni.
Proszę się nie śmiać :))).
Tylko za robotę i biznes zabrać!!! Toz to prawdziwa nisza (tymczasem, ofks).