Wszyscy się w weekend opalali, a ja w najgrubszym swetrze trzęsłam się z zimna. Oczywiście podejrzewam klimatyzację, którą N. mimo moich sprzeciwów puszcza w samochodzie na cały zycher, a mi ona śmierdzi trupem. Albo krążenie mi wysiadło już całkiem. A teraz jeszcze czytam, że koniec przedwczesnego lata i idzie ochłodzenie.
Tak więc trzęsłam się i czytałam drugą część „Trupiej farmy” i nie jestem całkowicie usatysfakcjonowana (jak ta pani w „Przyjaciołach”, która zjadła batonik). Po pierwsze, jest za mało nowych spraw, a na dodatek niektóre podzielone są na kilka rozdziałów. Po drugie, jakoś mniej jest technicznych detali i szczegółowych opisów ich pracy. Z całej książki najlepiej zapamiętałam dwie informacje: że za gałkami ocznymi mamy tłuszcz oraz że larwy muchy plujki potrafią zjeść do 18 kilogramów tkanki miękkiej na dobę. Dobrze, że ja nie mam takich możliwości, bo przy powrocie z Hiszpanii musiałabym kupować dwa miejsca w samolocie.
A w ogóle to najlepszy wejście weekendowe miała moja ciotka, piastująca zaszczytne stanowisko mojej MATKI CHRZESTNEJ. Otóż w Biedronce przy kasach wyjęła z torebki blister Xanaxu, zaczęła nim wymachiwać i poinformowała mnie (i przy okazji kasjerów, i ludzi w dwóch równoległych kolejkach), że to są NAJLEPSZE PROSZKI na świecie, nie ma lepszych, nic człowieka nie jest w stanie po nich zdenerwować, a świat jest piękny (różowy, beżowy).
Oczywiście. Dlatego szary obywatel nie może ich sobie kupić.
O, jaki piękny nagłówek w Superekspresie: „Makabra! Mordował gotował zapychał rury trupami”. Nareszcie coś ciekawego, a nie tylko w kółko Doda i Rozenek.
u nas na planie jak gral noworodek to było dziecko albo gumowe albo “skórzane” :)))
Jako zaznajomiona z przedmiotem nie kupuje tych przestróg, ze od Xanaxu mozna sie uzaleznic, chyba od uczucia ulgi jaki wywoluje, ale jak juz ktos sie od tego uzalezni, to czy Xanax, czy Senes – bedzie brał bez limitu, liczac na szybką ulge, bez znaczenie od czego czy od zaparcia czy od rzeczywistosci. A moim zdaniem to najbardziej uzaleznia stała pensja co miesiac, człowiek jak raz zacznie, to ‘łyka to’ za tym az do smierci, czasem naprawde bolesnej, a przed tym jakos nikt nie przestrzega, ani tego nie leczy. No naprawde luuudzie, nie zabijajmy posłańca!
Prostestuję w sprawie xanaxu. Szary obywatel jak najbardziej może kupić. Tylko musi się udać. I to niekoniecznie do psychiatry od razu. Ale potwierdzam, że sprawa bardzo krótkoterminowa, Jak każda benzodiazepinka. Różowy szybko może przejść w niegustowną czerń. A pomylka xanax – xenna iście freudowska! 🙂
Beckett też pisał o trupiej farmie, jego opisy były chyba bardziej soczyste 😉
Mam takie same wrażenia po nowej Trupiej Farmie. Rozczarowała mnie ciutkę. A zwłaszcza zirytował mnie rozdział, w którym nie udało mu się dojść do rozwiązania, dowody to znikały, to pojawiały się, a on nawet się nie zająknął na ten temat, tylko przyjął to ot tak!
A która to pani w Przyjaciołach zjadła batonik i nie była usatysfakcjonowana? Myślałam, ze już na pamięć ich znam, a nie kojarzę wątku.
Też mnie to zastanawia. Pamiętam , że Pheobe zjadła połowę batonika Joe’a. I nic więcej z żadnym batonem nie kojarzę…
To było w poczekalni w szpitalu (do którego poszli, bo Ross dostał krążkiem hokejowym w oko – chyba?) i pani recepcjonistka wisiała na telefonie i okazało się, że dzwoniła na linię informacyjną podaną na batoniku. I jak się dodzwoniła, to powiedziała “Well, I’m not completely satisfied!”. Strasznie się z tego śmiałam i do dziś pamiętam.
https://getyarn.io/yarn-clip/e78052a7-50ce-49d9-b8d5-a201e9f5b7a6
Aaaa, teraz pamiętam, ale jakoś w ogóle nie zwróciłam nigdy uwagi, że ta babeczka dzwoniła ws batonika 😜
Aaaa, tak, i stała się jasność. Że też o tym zapomniałam :O
Do dziś żyłam w przekonaniu, że Xanax to coś na zaparcia….
to xenna ;)))
ja swiat jest piekny, rozowy, bezowy kojarze tylko z Ostatnia Arystokratka;) I Helenka rzecz jasna;)
Ostatnia Arystokratka – zdecydowanie klimaty Barbarelli 😉
xanax fajny jest, ale uzależnia i potem ciężko go odstawić, a już broń borze szumiący samemu i nagle… dlatego właśnie szary obywatel nie może ich sobie kupić…
Akurat dwa wyrazy z Twojego tekstu -“różowy, beżowy”, przypomniały mi, że podsłuchałam na ulicy: “no przecież nie musi być czerwony, może być różowy, beżowy albo ciałowy”
Ciałowy, albo jeszcze lepiej ciałkowy, to jeden z moich ulubionych kolorów.
Razem z gąsiątkowym poznałam je od miłego, 100-letniego pana, zajmującego się zawodowo farbowaniem wełny na łowickie pasiaki.
U nas ciałowy funkcjonował długo jako twarzowy
Ech, poleciałam zachęcona tytułem, a tu o zbrodniach z lat 80. i 90. Co za czasy, nawet na porządnego seryjnego nie można liczyć w poniedziałek rano. Trupią farmę zakupiłam i mam w planach na kolejny weekend… Mówisz nie warto?
Absolutnie tak nie mówię!
Tylko że mogli opisać więcej przypadków.
🙂