A jeszcze nie wspomniałam, co przywieźliśmy fajnego – otóż CEBULĘ. Przed wyjazdem koleżanka zagadnęła, czy mogłabym jej coś przywieźć z Hiszpanii – ja pytam co – a ona CEBULĘ. Tę taką wielką, kruchą i soczystą, bo ona ma takie życiowe motto, że jeśli chodzi o cebulę to nie jest jej wszystko jedno. W związku z powyższym dzień przed wyjazdem N. biegał po supermarkecie i mierzył oraz macał cebule (mężczyźni powinni mieć misję, zauważyłam – jak mają misję, to znacznie lepiej funkcjonują, niech to będzie nawet duża cebula). Przywieźliśmy cztery, ale jedną kolektywnie pożarliśmy w sobotę na parten gardy. Z pomidorami. Rzeczywiście – krucha, soczysta i smaczna.
(A ja wylałam pół butelki wódki do zamrażarki – w naszym kraju to już chyba podpada pod lincz! Włożyłam otóż na leżąco niedokręconą butelkę i tak sobie pół flaszki wyciurkało, zanim zauważyłam, że się leje. Plusy są takie, że mam zdezynfekowaną zamrażarkę, jak ktoś by sobie obciął palec albo inną kończynę to mam gdzie przechowywać, oraz – NIEKTÓRYM to wyszło na dobre, że te pół butelki się wylało. Nie będę pokazywać palcem, ale JUŻ ONI WIEDZĄ, o kim mówię! No).
Skubnęłam tych „Zagubionych w kosmosie” i no nie wiem. Na pierwszy rzut oka faktycznie nie jest to bardzo kiszka, aczkolwiek dużo dzieci i młodzieży i trochę „Domek na prerii” czy inna Sabrina, nastoletnia czarownica. Kino familijne, znaczy się. No zobaczymy, na razie najbardziej podoba mi się Parker Posey i uratowana kura (kura uratowana ze statku kosmicznego? No dobrze, niech zgadnę – ta kura wszystkich ocali).
Panowie od budowy ronda trzymają sprzęt budowlany na działce u sąsiada naprzeciwko. Już pomijam, że Szczypawka ma time of her life – codziennie rano ich wita, a wieczorem żegna darciem paszczy, a ja… Ja wieczorami mam taką ochotę, taką OGROMNĄ ochotę, żeby odpalić koparkę na krótko i pojechać nią w świat, na wycieczkę, a może i po drodze coś zdemolować (coś sensownego oczywiście, na przykład jakieś ministerstwo).
Przez Zagubionych nie przebrnęłam, a kocham s-f. Obejrzałam dwa odcinki, ostatni na przewijaniu. I styknie.
Wyszedł taki śmieszny post apo “The rain” produkcji skandynawskiej i też nie wiem, co o tym myśleć. Z jednej strony ciekawa odmiana po Hollywood, ale podejrzanie często chciało mi się śmiać, a to tak nie tegez przy tak poważnej tematyce jak deszcz ze strasznym wirusem.
Na szczęście Mrs. Maisel nie zawiodła. Cud, miud, ożeszki i dużo faków w towarzystwie mody lat 50.
Tak jak Cię kocham, tak po tym wpisie coś mi zwiędło… nienawidzę cebuli! Chyba nie jestem Polką… Smutno mi w borze…
A ja się zastanawiam zawsze w takich sytuacjach, skąd wszyscy wiedzą, że np. z południa Europy (i nie tylko)przywozi się cebulę – w którym momencie przegapiłam to. Jak dowiaduję się o czymś nowym, to okazuje się, że wszyscy już wiedzą.
Ja nie wiedziałam:(
Ja też nie!
Też kilka odcinków oglądnęłam, dając szanse,ale nuta i kino familijne jednak .Jestem na nie.
Ciekawe z ta cebulą z Hiszpanii, ja zawsze przemycam z Californi, uwielbiam ten smak
Cebulę przywozić z Hiszpanii – normalne! Ja przywoziłam z Grecji. Co do seriali, podzielam Twoje zdanie na temat “Zagubionych”, natomiast polecam 3-odcinkowy “Rillington Place” BBC z Timem Rothem w roli seryjnego mordercy. Po wieczornym seansie boję się z psem wyjść na wioskę ;(
cebula to jeszcze z Włoch jest pyszna, tez taka perłowa ale płaska i wręcz fatalnie się przechowuje
Kino familijne jak najbardziej, od razu mówie – nie spodziewaj sie powiewu grozy i mroku. Ale nie jest zle, a to juz cos w tych czasach! Ja uwielbiam o kosmosie, wiec u mnie to dodatkowe punkty 😉
Ja zawsze przywoze siatę cebuli z południa Europy. Jest słodka jak jabłka!
No, jest pyszna do salatek!!!! Ale nigdy nie kupilam, bo nie wiedzialam która – jak to poznac?
Wzięliśmy te największe, akurat mieli pakowane w siatki po cztery.
Tylko największe żółtawe, bo jeszcze są takie bielutkie jak perła (też spore), podobno delikatne w smaku, ale słabiej się przechowują.
Diable jeden, jak dobrze że zajrzałam dziś na Twojego bloga! Też mamy drzewka szczęścia co się rozłażą na wszystkie strony! Zaraz im tu zorganizuję interwencję, cholera jasna.
Najwieksze zóltawe, ok, zapamietam!
Drzewka rznij, nie miej litosci, podobno odrastaja jak chwasty, znaczy szybko i bezbolesnie. A szczepki wsadzilam do wody i po tygodniu juz mialy spore korzonki.