PODANIE
Zwracam się z uprzejmą prośbą, żeby tak jak teraz było jak najdłużej. Uważam, że po tej cholernej zimie NAM SIĘ TO PO PROSTU NALEŻY. Do podania dołączam pozytywną opinię mojego psa.
Siedzimy popołudniami na tarasie i nic nam nie potrzeba do szczęścia (w domu wszystko spryskane sprayem na mrówki, więc to miło że jest taka ładna pogoda i nie musimy się truć). No dobrze – przydałaby się jedna mała piła łańcuchowa typu bumerang, żebym mogła nią rzucić i obciąć łeb temu debilowi, który sobie wieczorami robi rundki na motorze bez tłumika. Takie chuje wyrastają później na właścicieli nielegalnych wysypisk i podpalają je, więc w sumie wyświadczyłabym ludzkości przysługę. Nieodpłatnie.
No dobrze, ale abstrahując od piły – najpierw na tarasie zrobiłam sobie (jak Grzesiek House) maraton „Słowa na L”. Dziewczyny są urocze (chociaż dziwię im się, że tak późno zatłukły Jenny, ja bym ją zabiła maks w drugim sezonie) i brakuje mi teraz takich seriali. Teraz już nie robią takich fajnych, żeby się człowiek zżywał z bohaterami. Że nie wspomnę o takim drobiazgu, że na Netflixie nie ma żadnego serialu medycznego, a zresztą nigdzie nie ma nic nowego dobrego. Nie ma szans na przebicie starego dobrego ER.
Ale jakoś tak wpadła mi do ręki książka Joanny Bator „Ciemno. prawie noc” i urocze lesbijki poszły w kąt (z całym szacunkiem). O MATKO JEDYNA, dlaczego ja nic autorstwa tej pani do tej pory nie przeczytałam? Dobra, wiem, wiele razy się przewijało jej nazwisko w komentarzach, ale co chciałam kupić, to mnie opisy odstręczały. Pozostałe książki też są takie dobre i z takim niesamowitym klimatem? Mam ochotę teraz, zaraz, natychmiast jechać do Wałbrzycha (poprzednim razem byłam na zamku Książ niestety podczas fiesty z wystawą kwiatów i bonsai, czyli razem ze mną było jakieś trzysta jedenaście osób na centymetr kwadratowy, muszę pojechać w terminie nieobejmującym żadnej tego typu masakry ludycznej).
A wczoraj jechaliśmy do pracy obok samochodu z reklamą usług „bijkomara.pl”. O mało nie wypadłam z samochodu ze śmiechu. Dobrze, że są jeszcze kreatywni ludzie – mogli nazwać KOMAREX, na wzór tych naszych wszystkich narodowych Zdzisiexów i Impexmarianów.
PS. O, WŁAŚNIE ZNOWU WLECIAŁA PLESZKA. Ale zaraz grzecznie wyleciała (kupa na parapecie obecna). Nuda doprawdy. Teraz się zdziwię dopiero, jak wpadnie sęp płowy. Albo nietoperz wampir.