O panie, ale się rok zaczął, no więc podejrzewałam te nieszczęsne winogrona, następnie jajnik, że mnie szarpie…
A TO NERKI.
W sumie nie wiem, czemu się dziwię, bo u mnie w rodzinie z nerkami były problemy z obu stron. Szklanka z fitolizyną wjeżdżała na stół tak samo regularnie, jak herbata z ciastem, więc tyle dobrego, że wiedziałam po co N. wysłać do apteki.
(A po drodze jeszcze zdiagnozowałam sobie zapalenie uchyłków, perforację jelita, guza trzustki i półpaśca, bo w pewnym momencie skóra zaczęła mnie boleć. Jak człowiek kiedyś żył bez seriali medycznych, to ja nawet nie).
No więc żrę fitolizynę, rowatinex i nospę (jakie to szczęście, że zrobili fitolizynę w tabletkach, dawniej była tylko w paście, dość ohydnej w smaku, jak to ziółka) i – nie da się ukryć – sikam jak opętana. Najgorzej, że nie mogę się położyć i odespać, jak normalne chore zwierzę, przez to cholerne sikanie. Nawet sens życia przestał mnie martwić chwilowo, a raczej jego brak, bo ciągle chce mi się siusiu. I czuję się usunięta z życia publicznego, bo jak tu brać udział w aktualnej debacie – Lewandowska czy Stochowa – jak się w kółko lata do łazienki? Ech.
No dobra, z tym życiem publicznym to żartowałam – wiadomo, że nawet zdrowa i cała na biało niechętnie wychodzę z nory. Ale z sikaniem niestety nie.
A najgorsze, że N. się uparł, że to na pewno przez herbatę i powiedział, że jak TYLKO ZOBACZY, że piję herbatę, to mnie zleje. Już naprawdę wiecie co, żebym przynajmniej przez wódkę i narkotyki podupadła na zdrowiu, ale nie, kurwa nie – PRZEZ HERBATĘ. Wszystko przez to, że prawie przez całą podstawówkę matka mnie czesała w dwa warkocze – taki image się ciągnie za człowiekiem przez całe życie. Nie zróbcie tego swoim dzieciom!…
PS. W związku z powtarzającymi się sugestiami informuję, że TAK, MAM JUŻ TE SZTYBLETY z wyhaftowanym jamnikiem (po pół jamnika na każdym bucie). W wersji zielonej. I bardzo, bardzo proszę mnie nie informować o kolejnych butach z jamnikami, bo w końcu stary mnie wyrzuci z domu, a jest dość chłodno, a mnie bolą nerki. Z góry dziękuję.
Na Śląsku jako alternatywę do rowatinexu i fitolizyny polecają tutukon – ponoć szybciej i skuteczniej. A przynajmniej tak powiedzieli tacie.
Moral taki: trzeba czasem zrobic przerwe w piciu wina i wypic piwo, a nawet dwa!
z nerkami to strasznie jest
A to ja nie wiedziałam z tą wodą Jana… Moja babcia jak tylko poczuła nerki, to piwo piła:) Ja tam wierzę babci!
O masz! mam nadzieję, że to co mi z brzucha wyłazi to nie je jelitko…
Agnicha, są dwa schorzenia, które się tak leczy – jedno piwem, drugie wodą Jana.
Mąż miał pecha :)))
Najlepiej leżeć na poduszce elektrycznej tymi bolącymi nerkami :))Pomaga 🙂
Pies przylepiony wzdłuż pleców też się sprawdza, ale trudniej o współpracę niż z poduszką, zwłaszcza jak się wstaje co kwadrans na siusiu!
Nerki podobno są tak trudne w diagnozie, bo nie bolą 😉 albo tak przynajmniej twierdzą u nasz w Białymsztoku.
Może właśnie u Cię tak było…
W kwestii butów z jamnikami, to cóż, zainspirowałam się zdjęciem u Ciebie na fejsie (jestem już psychofanką Kanionka, ale Ona nie ma Facebooka, a Ty masz 🙂 )i nabyłam botki Maciejka w odsłonie „workery”, tylko czerwone… Jutro mają się ze mną spotkać… Masz więc bezpośredni wpływ na ruch w interesie.
Wierszyk o nerkach:
Nie bolą,
Nie bolą,
Nagle JAK nie przypierdolą!…
A Maciejka ma prześliczne buty i bardzo wygodne. I pięknie uszyte.
Są! Przyszły!!! Faktycznie i piękne, i wydają się wygodne…
O to to to! Wierszyka powinni na medycynie uczyć.
Kiedyścik myślałam, że to g. na zakręcie mnie uwiera i sobie cały dzień przestękałam. A wieczorem jak nie pizgnęło! Czekając na transport do lekarza, leżałam z gorączką przekonana, że umieram na ostre zapalenie trzustki.
🙂
Barb, coś za coś! Los poszedł Ci na rękę w kwestii śniegu, no to wiesz…
Moja Mama, jak już poszła do szkoły średniej, to ścięła te warkocze i wróciła do domu uczesana ‘na Włoszkę”. Wówczas dziadek zrobił o to takie HALOOOO, że całkowicie rozum biednej z rozpaczy odebrało, usiadła na balkonie i zaczęła przyklejac te warkocze.
;)))
Czym przyklejała? Na białko kurze czy na klej stolarski? Bo to różnica 🙂
Jeszcze guma do żucia nieźle włosy skleja.
Moja śp. Babcia nosiła warkocze jako młoda panienka, w latach trzydziestych. Ale warkocze nie były modne, więc tuż przed jakąś ważną imprezą, ślubem przyjaciółki czy czymś, ścięła włosy i zrobiła fale. Czuła się piękna i szykowna, póki na imprezie nie zobaczył jej Pradziadek, który zacisnął zęby, nic nie powiedział, zaczekał, aż wrócą do domu i tam ręcznie jej, biedaczce, wytłumaczył, jak powinna wyglądać porządna dziewczyna… Od tej pory Babcia, z pomocą Prababci, dopinała jakoś codziennie te obcięte warkocze i mocowała chustką, póki jej włosy nie odrosły i nie mogła zapleść. Do końca życia nie ścięła włosów bardziej niż (może) 10 cm. W sumie jej zazdrościłam ( tych włosów), bo mi zawsze ścinali “za ucho”, co miało niby pomóc na “słabe włosy”.
A dlaczego nie ma zdjęcia sztybletów? I czy występują w wersji z koniem zamiast jamnika?
Bo jeszcze nie były chodzone, ale żeby koń zamiast jamnika? Laboga, przecież koń się nie zmieści do łóżka!
Niektóre sie mieszczą.
Kucyki! buahaha :))
Chyba, że mu się łeb utnie, temu koniu. To się ten łeb pod kołdrę zmieści 😋
Komus cos jeszcze wystaje? Halo? Je tu kto?
Bo na razie to sorry, ale ja wygrywam – mi wystaje najbardziej.
to mialo byc oczywiscie pod komentarzem o wystawaniu…
Jeszcze nie wiem.
Ojej.
😀
Ci wystaje podwojnie, a mi zwisa flakowato z ust…
mnie też czesała w dwa warkocze. Ale jak już ścięłam te warkocze to… ho ho! a nawet ho ho ho!
No to już nie wiem. Może po prostu jestem niewydarzona 😉
Mojego męża dopadły kiedyś nerki i bardzo to przeżywał
do tego stopnia, że aż POSZEDŁ DO LEKARZA!
I tenże lekarz, po badaniach oczywiście, kazał mu pić wodę Jana.
Taką z farfoclami.
To mąż zakupił sobie dwie skrzynki i zasiadł przed telewizorem.
Potem całą noc nie wychodził z łazienki, lał na okrągło 🙂
Na drugi dzień poszedł do lekarza z wieścią, że już go nic nie boli.
Lekarz pyta o tak cudowne ozdrowienie: – No, a ile pan tej wody Jana wypił?
– Nooo… dwie skrzynki. Czternaście butelek.
– ILE?!
– Czternaście. I jeszcze rano dwie.
– Hmmm… Cokolwiek pan przesadził….
Do tej pory tekst “cokolwiek pan przesadził” jest u mnie kultowy 🙂
Ale jak POMOGŁO, to dlaczego przesadził?
Lekarze to się na niczym nie znają.
Ja piję przegotowaną, patrzeć już nie mogę na nią. Soku z żurawiny sobie doleję, jak mi stary dziś kupi.
Przegotowaną WODĘ JANA?!
to je neni możno!
nienienienienie
koszmar :)))
Nie Jana, tylko swoją, znaczy miejską z kranu, a mineralna gotowana faktycznie fuj.
Tak mówiła pani Linde, gdy w jednej z dalszych części “Ani…” zjadła przepisaną przez lekarza maść. I jej pomogło!
Zaraz się okaże, co mnie i skąd wystaje…
O makatko grodzieńska…
uuuuh… to grzej sie i zdrowiej, bo jak tu tak bez Ciebie w debacie publicznej?
Borze sosnowy! Co mi wystaje z paszczy na tym avatarku?!
Dopiero teraz to zobaczylam…
Diabełku w buraczkach, zobacz, co mnie wystaje z d…
tego, od dołu :)))
I oczka mamy takie błędne :)))
Każdemu coś wystaje, żeby nikt się nie poczuł pokrzywdzony!
Diabeł! nie mów tyle bo podłogę rysujesz ;P
Taka dowcipna jestem bo mózg wietrzę.
A jak sie rusze, to szyby wybijam…