Jak to dobrze, że zaraz jedziemy. N. się odklei od papierów i telefonu – prawie zapomniałam, jak to jest mieć męża z dwojgiem uszu, bo ciągle przynajmniej jedno ma zasłonięte. Ja się odkleję od naszej smutnej rzeczywistości, która z dnia na dzień przypomina coraz gorszą powieść soc – fiction, napisaną przez autora bez elementarnej wyobraźni.
Ale jak Szczypawka na mnie dziś spojrzała, jak wnosiłam na górę walizki… O mało z nimi nie spadłam po schodach. Ściszamy przy niej głos, rozmawiając o wyjeździe, ale ona przecież WIE. Wszystko rozumie. W dodatku o mały włos, a zeżarłaby dziś szerszenia; N. jej wyciągał z pyska. Dobrze, że zimno i był śnięty i niemrawy. Słabo mi.
Szpilmanowa też chyba nie chce, żebyśmy wyjechali – schowała mi lakier do paznokci, jak zabierałam się za pedikiur.
Szczypawka, nie patrz tak na mnie. Potrzebuję tego tygodnia słońca.