Posprzątałam ten kredens. Wymagało to m. in. kilkukrotnego przykucnięcia ze ściereczką… Ograniczam przeklinanie, więc POMINĘ MILCZENIEM mój stosunek do zakwasów w udach dnia następnego, ale po schodach w dół ledwo lazłam. To tyle, jeśli chodzi o kondycję bieżącą. Jednak najlepiej sprawdza się u mnie leżenie (w spodniach od jogi, bo się kolana nie wypychają).
Przyjechał do biura jeden Hiszpan z budowy i byłam pod wrażeniem, jak już ładnie mówi po polsku, całymi zdaniami zasuwa, a najbardziej podobało mi się, że jako przerywnik wtrąca “kurczę”. Bardzo, bardzo jestem dumna z naszych chłopaków z budowy, że on wtrąca “kurczę”. Co prawda jestem zupełnie spokojna, że “kurwę” też ma opanowaną w stu procentach, ale jak widać nauczony został również tezaurusa i umie go używać w towarzystwie. I niech mi ktoś spróbuje powiedzieć złe słowo na budowlańców!…
Chociaż wczorajszy dzień prawie cały o kant dupy potłuc, bo zadzwoniła przemiła pani z Urzędu Skarbowego i stwierdziła jakąś rozbieżność w 2013 roku. W maju. Więc oczywiście – przewalanie papierów, wyciągi, deklaracje, rwanie włosów z głowy, dokumentacja od księgowej, nerwosol, w perspektywie korekta PIT-ów dla pracowników, ja sobie przypominam, że mam w domu komplet noży i chyba podetnę sobie żyły każdym z nich pojedynczo po kolei… Po czym dzwoni pani z Urzędu Skarbowego, że eee, coś im dziś system szwankuje i CHYBA JEDNAK JEST WSZYSTKO DOBRZE u nas.
A ja sobie przypominam, że mam w domu komplet noży i…
Na pocieszenie zeżarliśmy KFC. Było pyszne, a brzuch mnie bolał ledwo z pół godzinki, phi, tyle co nic. Po urzędzie skarbowym bolał mnie dłużej.