Chyba widać, że wróciłam (dziewiętnaście stopni i leje). Już jak człowiek ma do czegoś talent, to ma i nie da się nic z tym zrobić. Gdyby się nie trzeba było szczepić i bać pasożytów, co wchodzą nogą i wychodzą okiem, to bym wyjechała do Afryki i wkrótce można by sadzić ryz na Saharze.
Wyjazd nam się zaczął z hukiem, bo mąż mi spuchł na lotnisku. W ciągu trzech sekund nagle wyrosło mu jajo z boku szczęki, za uchem. Jako wierny odbiorca seriali medycznych natychmiast zdiagnozowałam białaczkę, raka ślinianki, świnkę i toczeń – tylko jakoś nigdy nie słyszałam, żeby objawy pojawiły się w trzy sekundy. Ponieważ jajo zeszło po dwóch dniach po posmarowaniu fenistilem, to chyba jednak było ugryzienie jakiegoś mikrookurwieńca w stylu meszka czy ten taki minipajączek, tyle, że przy węźle chłonnym. Zawsze jakaś atrakcja musi być, zawsze.
A lecieliśmy w tamtą stronę z tak uroczym kapitanem, że w życiu jeszcze na takiego nie trafiłam. Gadał do pasażerów co chwilę, uczył przeliczać prędkość w węzłach na kilometry na godzinę (razy dwa minus piętnaście procent), a przy schodzeniu do lądowania uraczył wszystkich informacją, że lotnisko na Maderze należy do dziesięciu najniebezpieczniejszych lotnisk świata. Ale niech się państwo nie przejmują – i wylądował jak piórko. Jechaliśmy później pod tym lotniskiem. POD, bo pół pasa jest na wielkich słupach w głąb oceanu i kończy się przepaścią.
Pięknie jest Maderze. Nawet, jeśli pół wyspy to chwilowo plac budowy. Bardzo dużo się buduje, między innymi z powodu powodzi cztery lata temu, która zmiotła część dróg i całe nabrzeże w Funchal. Ta część wyspy, która nie jest placem budowy, jest przepięknym ogrodem albo plantacją bananów. Roślinki, które u nas można kupić w doniczce i trzymać na parapecie, tam mają po kilka – kilkanaście metrów, panoszą się i kwitną jak wściekłe. Zaliczyliśmy zjazd saniami z Monte, targ w Funachal, przejażdżkę kolejką Teleferico i uwaga, levadę. Levady to takie wędrówki wzdłuż kanałów, którymi płynie woda, są o różnej trudności. Niektóre levady zajmują cały dzień i trzeba mieć prawie himalajskie ubranie i buciory – na Maderze szybko robi się sakramencko wysoko i sakramencko zimno, w pięć minut jest się znad oceanu na np. 1400 metrach. Nasza levada była do przejścia w dwadzieścia minut i spotkaliśmy trzy krowy, ale HELOŁ, tak? Zaliczyłam levadę! A nie tylko wino w barze, jak zazwyczaj.
I codziennie jadłam na obiad rybę espadę. I nie znudziła mi się. Jest prze-pysz-na. Wygląda raczej dość paskudnie, ale jest znakomita. Bardzo mi smakowała z duszonymi bananami, ale na oliwie z czosnkiem też. Normalnie teraz nie wiem, czy przypadkiem nie wolę espady od lenguado. To bardzo poważny temat, w galicyjskim barze wywołałby dyskusję na wiele godzin z machaniem rękami, pokrzykiwaniem i trzaskaniem drzwiami. Z tym, że mogę sobie woleć – espadę łowi się tylko na Maderze i w Japonii, więc pewnie nieprędko znowu na nią trafię.
Bym wrzuciła jakieś zdjęcie, ale najpierw pranie wrzucę, i to nie na bloga, a dopiero po pracy. Mogłam wczoraj wrzucić, ale skupiłam się na szukaniu pająków w strategicznych miejscach, bo miałam sen, że wracamy A TAM w całej chałupie gąszcz pajęczyn i czarnych wdów!… No i co? OCZYWIŚCIE, że jeden siedział pod prysznicem i na mnie czyhał.
A po ile tam domy stoją, to może ja na starość przeniosę się w ciepłe miejsce bo już mam dosyć naszego klimatu (prawie czerwiec a w domu trzeba palić) ???
Ale mi się marzy ta Madera… Zachwalacie i kusicie, a mi czasu ciągle brak, żeby porządne wakacje zaplanować. Od przedwczoraj chyba robisz wycieczkę po całym kraju, bo leje równo (chyba) wszędzie 😉
A i mieszkańcy bardzo sympatyczni. Pracownicy w hotelach miejscowi. Dobrze się tam czułam.
Boca De Encumenada i tamtejsza levada – jedno z najpiękniejszych miejsc 🙂
Madera jest wspaniala! Chociaz docenilam ja po jakims czasie od powrotu. Mialam chorobe morska na tych zakretach+gora-dol. Brr! Ryba przepyszna, a moj maz zajadal sie espatada-szaszlykiem pionowo postawionym, ktorego jesz ile chcesz, bo donosza.
Noo mojego faceta tez cos upierdzielilo kiedys na lotnisku, usta mu wywalilo tak jak z rodziny simsonow, z jednej strony nie moglam sie opanowac ze smiechu a z drugiej strony biedny dostal zastrzyk i tak z 10 godzin mu schodzilo… ciekawe co to za ujstwo tak gryzie na tych lotniskach…
No ja Maderę pokochałam do tego stopnia, że kilka lat temu chciałam tam kupować mieszkanie i wypierdzielać z Polandu. Cały rok temperatura jaką uwielbiam, czyli góra 21-22 stopni, pyszne żarło i własnie to połączenie oceanu z mega wypaśnymi górami. Jadłam tam jedyny raz w zyciu ślimaki na surowo. W takiej jednej knajpie w Funchalu dla miejscowych, którzy przyłazili w kapciach z i z kankami na wino. Miałam mega srakę po tych ślimakach, ale smak był superowy. Z ryb to najbardziej przypadł mi do gustu miecznik. A z knajp taka jedna tez w stolycy gdzie pani kelnerka jak usłyszała ze chcemy zezrec osmiornicę, pobiegła dwie knajpy dalej do kolesia i poprosiła zeby nam zrobił. Była cudna, mięciusia i pysznie czosnkowa.
Pewnie nie doswiadczyliscie bo mieliscie wynajety samochód, ale godne polecenia sa tam tripy autobusami. W autobusie na całą kurwe pan kierowca puszcza transmisje z meczyków piłkarskich i popierdala po drodze, która ma zakręty typu 90 stopni jakieś 120 na godz. Zesrać się mozna ze strachu, a wszyscy, oprócz przerazonych turystów mega wyluzowani.
Tak, Madera zdecydowanie na tak. Troche za duzo niemiaszków, którzy okupują kraj jak swój, ale jebać ich. I tak jest fajnie
Miałam to samo, też chciałam tam dom kupować, nawet jeden już upatrzyłam sobie. Niestety mi przeszło.
Ja tam się cieszę, że wróciłaś. Ja z tych, co słabo znoszą upały. Teraz jest dla mnie ok.
Ciekawe czy twoje pająki się cieszą? 😉
Fajnie, że jesteś 🙂 Kij z pogodą.
Tylko wyjrzałam przez okno i wiedziałam, że wróciłaś. A jeśli chodzi o pająki, to z 26 maja zdaje się: http://demotywatory.pl/4343097/I-nagle-tak-jakos
Podpisuję się pod zachwytami nad espadą 🙂
Pogodowo u nas najgorzej- 13 stopni, ulewy i podtopione piwnice.
Witam krajanki;)
Rano idąc do pracy poważnie zastanawiałam się, gdzie schowałam botki i zimową kurtkę, bo chyba się z nimi przeproszę! Zimnica straszna.
Baska, nie chcesz popodróżować jeszcze troszkę? Najlepiej wraz z internetem, coby notek nie zabrakło?
Oczywiście, że od razu wygooglałam lotnisko na Maderze:
http://1.bp.blogspot.com/-qpUgbcvFqTs/UJSCVfXf3kI/AAAAAAAAF-c/3kKRbAKfEWs/s1600/Madera+Funchal+Lotnisko.jpg
Ponieważ kosmicznie boję się latać, maniacko oglądam “Katastrofę w przestworzach” i inne programy karmiące mózg i pamięć milionami rzeczy, które mogą się nie udać, napawam się youtubowymi filmikami samolotów bujanych podmuchami przy lądowaniu albo startujących z silnikami płonącymi od pieczonego ptactwa i kolekcjonuję informacje o niebezpiecznych lotniskach. Największe wrażenie robi na mnie Lukla:
http://www.sfora.pl/swiat/Zobacz-najbardziej-ekstremalne-lotniska-swiata-g33668-27890
i strasznie chciałabym się kiedyś poopalać na tej plaży:
http://www.sfora.pl/swiat/Zobacz-najbardziej-ekstremalne-lotniska-swiata-g33668-27885
bo lubię jak przelatuje nade mną samolot.
Hmm… czy jest na sali Zigi Freud?
Coz, chcialam napisac ze na poludniu gdanska 12 ale Mala przebila. Faktycznie łeb urywa i nagle jest jesien a to nie tak miali byc
taaaaaa, wiedziałam! wiedziałam, że wróciłaś!
w Trójmieście 11 stopni JE-DE-NA-ŚCIE!
sztorm na Bałtyku, bałwany wodne
i wichura!
ale …. cieszę się, że jesteś,
bo w końcu spadł ten facet, tfuj! ten tytuł z dachem 🙂