Minister Nowak we “Wprost” świetnie zabija osy (oraz – prawda, jaki on na zdjęciach podobny do Lelanda Palmera? Aż mnie ciarki przechodzą, jak patrzę).
Dziś chciałam się wypowiedzieć w temacie alergii na ludzi. Ktoś, kto poczytał tak ze trzy notki mojego blogaska, wie, że mam alergię na ludzi jako takich, kropka. Ale lekką, bez bąbli i puchnięcia gardła.
Dużo, dużo, dużo większą mam na określone typy ludzi, na przykład:
– typ “mi się należy”, ze szczególnym uwzględnieniem i dedykacją dla tych, co “jak dają, to trzeba brać”;
– typ “bo pan(i) nie wie, kim ja jestem” – no właśnie, jeśli ja czegoś nie wiem, to znaczy, że tego w ogóle nie warto wiedzieć (że tak sobie pozwolę zapożyczyć poglądy Pana Ziemowita Fedeckiego);
– typ, który brzydko się odnosi do ludzi, zatrudnionych na stanowiskach typu: portier(ka), kelner(ka), kasjer(ka), ponieważ mu, temu typu, się wydaję, że to są ludzie stojący niżej od niego w jakiejś hierarchii;
Ale to wszystko nic.
Najgorszym skurwysynem świata tego i galaktyk ościennych jest dla mnie ktoś, kto wyrzuca śmieć na ulicę. Bez znaczenia, czy jest to pet, papierek po cukierku, czy pół zdechłego osła. A już w lesie, to po prostu powinno być wolno takiego nabić na pal bez sądu albo zetrzeć na tarce o małych oczkach. Tych, co nie w lesie, proponowałabym wlec na golasa po asfalcie, przywiązanych do samochodu.
Osobny krąg piekła powinien być zarezerwowany dla typów, co wyrzucają śmieci przez okno samochodu. Wczoraj minęliśmy na gierkówce stację benzynową, na której jest też KFC. I dosłownie kilkanaście metrów dalej, jeszcze się nie skończył ten pas do wyjazdu, leżało sobie kartonowe wiadereczko po kurczaczkach. Niemożliwe, żeby te kury z wiaderka pożarli w 10 sekund, bo tyle zajęło odjechanie od parkingu. Musieli je mieć puste już wcześniej. Więc dlaczego nie wyrzucili do kosza na stacji? Tylko na drogę? Ba – kiedyś na autostradzie wjechaliśmy na takie wiadereczko, turlające się rozkosznie środkiem pasa. Wjechał ktoś kiedyś samochodem o niskim zawieszeniu, z prędkością jakieś 120 (pusta, równa autostrada, przypominam) na sztywne kartonowe wiaderko? POLECAM. Doznania niezapomniane. Co takie chuje mają we łbach? Nie glizdy, to pewne – glizda jest o wiele bardziej inteligentna. Albo jazda za ślicznym, umytym samochodzikiem: buch! – chusteczka przez okno. Buch! – skórka od banana. Buch! – butelka po piciu. Wyprzedzamy – prowadzi tatuś, obok mamusia, z tyłu dzieciaczki. NIE POJ MU JĘ TE GO.
Dlaczego przy takim kryzysie finansowym mandat za śmiecenie w miejscu publicznym nie kosztuje 10 tysięcy złotych, ja się pytam? Plus VAT, naturalnie.
No. To się powściekalim, a teraz pójdę zapolować ministrem Nowakiem na mola spożywczego, skoro tak się świetnie na osie sprawdził, bo ZNOWU JE MAM. Znowu z czegoś wyłażą. Ręce opadają. Nie wiem, w czym siedzą. Może w winie – a wina przecież nie wyleję!
Ale ja już wszystkie szafki wysypałam laurowymi liśćmi! I wydawało mi się, że pomogło – a od kilku dni znowu mi te dziady latają!
Dziś mi jeden wyleciał z szuflady z nożami i narzędziami kuchennymi. MOŻE JEDZĄ METAL?
ja się nie znam, ale skoro nic nie działa to może to miłość jakaś jest z ich strony?:P
Zżynając pomysł od Clarksona, jak widzę brudasów wywalających śmieci z samochodu, mam ochotę te śmieci skrupulatnie pozbierać i i m wrzucić przez to okno, wprost na kolana. Na czyściutkie, białe spodnie z kancikiem.
Ze wszystkim się zgadzam, śmieciarzy mordować. Ale takich, co plują na ulicy, to jeszcze coś gorszego zrobić. Zabić, zakopać, odkopać i jeszcze raz zabić. Co najmniej…
Potwierdzam – na mole: liście laurowe, rozsypałam we wszystkich szafkach kuchennych.
Kiedyś pozbyłam się w ten sam sposób karaluchów.
Odkąd wszędzie tam gdzie jest jedzenie (nawet do otwartych torebek) wkładam liście laurowe, mole spożywcze jak wyemigrowały tak nigdy nie wróciły. Polecam ten sposób.
Ja myślałam, że je wytępiłam (wypieprzając wszystko co suche) i jak pokazały się znowu to się wściekłam na sąsiada… Po czym znalazłam w kilku woreczkach po chlebie odkładanych do zbierania weń kociego urobku…
Jej, ale wy brutalne. Ja bym tak nie mogła… Ja bym tylko grzecznie kazała pozbierać po sobie śmieci…wszystkie…po jednym…w promieniu 5 kilometrów…codziennie…
Kazała, hm. Bo jak nie, to CO?
Wiesz, jakoś nie przyszło mi do głowy, że ktoś by mógł odmówić MEJ.UPRZEJMEJ.PROŚBIE… Uprzejmej jak kobra ze wścieklizną i odbezpieczona dubeltówka na beczce prochu.
Ja staram się nauczać 😛 Większość moich palących znajomych grzecznie wrzuca pety do kosza, bo jak parę razy ja się po ich rzucone byle gdzie niedopałki schyliłam, to jednak trochę im wstyd było. Po obcym ostentacyjnie też mi się zdarza podnieść – a im więcej widowni tym lepiej – niech się winowajca wstydzi i cała reszta, że nie zareagowała. Jednak mimo wdrażania metod pokojowych bardzo, bardzo lubię pomysł z mrówkami i zakopywaniem w ziemi 🙂
P.S. Kocie łby to ciągania niedobre, bo zazwyczaj wyślizgane. A jakby tak do traktora podczepić i po krowiej łące przeciągnąć?
Bo nie o ich gładkość chodzi, a o wypukłość. O to, jak na takich kocich łbach ludzki łeb podskakuje. Może mu to da do myślenia, może we łbie przemebluje. Jeśli nie dydaktycznie, to mechanicznie.
Dokładnie takich samych osobników nie cierpię, a zwłaszcza tych, którym się należy i śmieciuchów! Nie pojmuję, skąd się wzięły takie zachowania, ale na pewno są już na te tematy prace doktorskie, więc jak poszukam, to może się dowiem.
kiedyś w miastach był rynek, na rynku pręgierz.. i komu to przeszkadzało?
A w dzisiejszych czasach ,jak złapali takiego jednego na podrzucaniu śmieci, to wręczyli mu stuzłotowy mandat.
u mnie jest rynek i jest pręgierz,ale cacy nowiutki i nie zauważyłam,by kogoś chłostano, a byłoby kogo:))
Zabierz mnie kiedyś na czołganie po asfalcie takiego śmieciarza. Wprawdzie negocjowałabym poziom bucowatości między panem pomiataczem (ot, wczoraj dystyngowany pan czochrał po zapleczu w Żabce pracownikiem, bo w lodówce nie było półlitrowej coca-coli, po czym – kiedy pracownik wynurzył się z colą nie z lodówki, pan ofuknął go, rzucił “i pan się nie wstydzi mi tego proponować? skandal” i wyszedł, trzaskając drzwiami), ale za każdym razem, kiedy na placu zabaw dla dzieci widzę kapsle, szkło z potłuczonych butelek, butelki niepotłuczone, bo plastikowe, niedopałki czy papierki po lodach, mam ochotę froterować tymi ludźmi nieheblowaną deskę. Na gładko.
U mnie z odpływu w wannie wylazło wielkie, czarne, straszne, tłuste takie coś: http://p1.pkcdn.com/stonogi-stonoga_383244.jpg
Rozejrzało się i wlazło z powrotem do odpływu, podczas gdy ja dostawałam właśnie zawału.
Dalej nie wiem, bo wezwałam na pomoc małżonka, który ostatecznie potwora pokonał.
A tych od psów i ich kup w mieście Szczecinie?Niesamowite jak to pani z panem wielkomiejskie i dumne z siebie chadzają z zadartymi nosami i swoimi psinami a kupska zostają. Nie widziałam,żeby w innym polskim mieście byłoby to w takim stopniu tolerowane jak w Szczecinie. Ale każdy właściciel czworonoga w tym mieście zawsze powie:to nie nasza kupa.
U mnie wyłażą pająki. Ze zlewu – po północy :(( I to już nie pierwszy raz! Chyba niezbyt skutecznie wrzeszczałam na nie za pierwszym razem. Barb Ty jesteś spider specialist – jak one to robią? To są domowe pająki a nie jakieś Topiki, co do cholery robią w rurach. Całe szczęście, że upodobały sobie umywalkę, bo inaczej musiałabym korzystać z wanny sąsiada.
Popieram – uprzejmość wobec ludzi po prostu- niezależnie od ich wdzianka jest tym, co odróżnia ludzi kulturalnych od reszty dwunogów.
u mnie w grzybach, suszonych oczywiście, zamkniętych w słoju ….
P.S.
ile razy już pisałam, że Cię uwielbiam?….. eeee, nieważne!
uwielbiam i już! szczególnie za “na golasa po asfalcie”
Tych, co w lesie śmiecą – potraktować jak leśne śmieci. Zakopać po szyję w glebie, a mrówki już się nim zajmą.
Tych, co w mieście – zdecydowanie wlec na golasa. Ale asfalt zbyt aksamitny dla nich. Po kocił łbach, po brukowanej nawierzchni wlec ich należy.
!
“po kocił łbach” . Widać, jak się wściekanie udziela?
u mnie siedziały w siemieniu lnianym i bułce tartej
ebaniutkie