Weekendowe grzebanie w pudłach i porządkowanie książek i starych papierów niewątpliwie wpływa na kondycję moich jak zawsze zadbanych jesienią dłoni (pęka mi skóra na kostkach). Poza tym:
– odkryłam, że ktoś mi podprowadził “Powrót z gwiazd” Lema; podejrzenie padło na Zebrę, która się nie przyznaje;
– znalazłam “Fizyologię małżeństwa” Balzaka w tłumaczeniu Boya, wydaną w Krakowie w 1909 r. nakładem tłomacza przez G. Gebethner i sp. – cholera, muszę przejrzeć resztę pudeł, bo okazuje się, że naprawdę niezłe rzeczy miewam, a o nich nie wiem;
– znalazłam również “Ziemię obiecaną” i wsiąkłam. Mówiłam kiedyś, że przepadam za Reymontem? I jak wszyscy w liceum jęczeli, że muszą czytać “Chłopów”, a ja się tarzałam ze szczęścia, bo to był mój ulubiony harlequin? (Droga młodzieży, kiedyś w księgarniach nie było tyle sieczki, co dziś, ba – oprócz dzieł wszystkich Lenina, bardzo dobrych do podkładania pod nierówne nogi mebli, nic nie było i trzeba było czytać to, co dziadkowie i rodzice mieli w biblioteczkach);
Ale i tak nie znoszę sprzątać.
Bardzo ładnego pająka kątnika mieliśmy kilka dni temu pod prysznicem. To jest, NAD prysznicem – na suficie nad kabiną. Voyeurysta jeden. A titi, niegrzeczny! Wyjechał w słoiku na trawnik. Dobrze, że go odkryłam na sucho, a nie dopiero pod prysznicem, bo by było jak w “Psychozie”, tylko głośniej.
Jak skończę oglądać “Scrubs”, to zacznę od początku i będę zapisywać wszystkie złote myśli Janitora (“Mój dziadek powiedział mi kiedyś – pamiętaj, Janitorku, kiedy jedna wściekła kobieta wychodzi, to druga wściekła kobieta wchodzi”).
Ja też lubiłam Chłopów. I nadal niektórych lubię nawet bardzo ;>
WIEDZIALAM!!!! WIEDZIALAM, ze ktoregos dnia znajde z Toba Droga Pani Barbarello wspolnego konika!!!! Jak nie horrory ociekajace krwia i pelne zombich to na bank Chlopi Reymonta!!!! JA te ksiazke moge skonczyc czytac na stronie ostatniej…. i otworzyc z powrotem na pierwszej. Chyba sie w Tobie zakocham (o ile maz nie ma nic przeciwko!)
Ja też uwielbiałam w szkole czytac “Chłopów”…a na końcu się popłakałam tak mi było szkoda Jagny.
uwielbiam Cię kobieto. bo pięknie piszesz i nie zabiłaś pająka. a ja pająki uwielbiam, wszak gdzie pająków kupa tam szczęśliwa chałupa, jak mówię mojemu małżonowi kiedy krzywo patrzy na moje hobby! 🙂 pozdrawiam!
jezuss, ja tak mialam, z pajakiem pod prysznicem, to znaczy spotkalam go wlasnie juz “na mokro”, jak weszlam i zaslonilam zaslonke. I on sobie na niej od wewnatrz siedzial, czarny i tlusciutki.
Kompletnie nie wiedzialam jak uciec – no bo jak odsune zaslonke, to on na mnie spadnie. W koncu zwalczylam go woda z prysznica, poplynal do kanalizacjii, ale serce to mi podczas tej operacji o malo nie wyskoczylo.
I jesli ktos mysli, ze pod prysznicem sie nie mozna spocic, to sie myli – mozna.
Bosz, przeczytałam “weekendowe grzebanie w pudlach”..
Przypomniało mi się czytając tę notkę o dziełach Lenina . To było daaaawno temu w Dzień Kobiet. Otóż nasi Koledzy zmówili się , że nie będzie symbolicznego kwiatka tylko książka / to był początek lat 70-tych/ no i otrzymaliśmy…. … do dziś się śmieję. Każda z nas otrzymała tom dzieł Lenina. My w szoku, Oni dumni z pomysłu. Stare dzieje ale w pamięci zostało.
My z okazji Dnia Kobiet w liceum dostałyśmy “Manifest partii komunistycznej” autorstwa duetu Marks&Engels. W formie broszurowej był, więc pewnie najtańszy w księgarni. Ach, wspomnień czar! 😉