Wczoraj znalazłam w pracowej łazience elektryczny odświeżacz powietrza. Współpracownicy powiedzieli, żebym poszła do lekarza, bo on tam stoi od trzech lat.
(Do lekarza w sprawie odświeżacza powietrza? To lekarze umieją włożyć nowy wkład zapachowy? Jak ta medycyna jednak idzie naprzód!).
No cóż, najwyraźniej mój mózg ingnoruje nieruchome i milczące elementy otoczenia (kiedyś wyparłam ze świadomości kwiatek na parapecie, wynikiem czego pożegnał się z tym światem). Gdyby ten odświeżacz skakał na przywitanie i sikał na podłogę z radości, już dawno bym się nim zajęła i kupiła mu nowy wkład (choć nie jest to proste – “biała lilia owinięta w satynę”? Łot de fak? Chyba nawet nie chcę wiedzieć, jak to pachnie! Kto im wymyśla te nazwy? Chyba jakiś niespełniony fizyk od kwarków, które też BARDZO dziwnie pachną. Myślałam, że po płynie do mycia sedesu o zapachu argentyńskiego tanga już mnie nic w tej dziedzinie nie czeka, a tu proszę).
Po pierwszym sezonie “Scrubs” z przykrością odnotowuję, że House to niestety skrzyżowanie doktora Coxa i Ciecia (jeszcze nie mogę się zdecydować, którego z nich bardziej lubię).
Czy ktoś jeszcze tak ma, że od kilku dni (odkąd pogoda lekko zdechła i zaczęła śmierdzieć mokrą owcą) chodzi z jakby pięćdziesięciokilogramowym workiem cementu zarzuconym na ramiona?… Bo niby nic, a nie mogę się wyprostować i spojrzeć do góry (lub w przyszłość).
Nie ma to jak pojęczeć bez sensu o niczym. Zgorzkniała baba narzekająca na wszytko i wszystkich dookoła.. Co za smuty…
jest (czy byl) taki zel pod prysznic Fa o zapachu ksiezycowej orchidei.
“odkąd pogoda lekko zdechła i zaczęła śmierdzieć mokrą owcą”
Buahaaaaa cudne, cudne :))))))
właśnie tą “mokrą owcą” to trafione w punkt..dokładnie to czuję od jakiegos tygodnia, tylko nazwać nie umiałam… a betonu na plecach też nie mogę się pozbyć, au!
a ja uwielbiam nazwy kolorów farb- to dopiero trzeba mieć wyobraźnię…aksamitny przypływ, tajemniczy atracyt, puszysty biszkopt. Znajomy zawsze mówi, że czeka, aż pojawi się farba w kolorze “pierdnięcie trzmiela”- wymaluje nim cały dom. I przepraszam, że witam się przynosząc to brzydkie słowo na ppp…;)
no nie wiem… może z zewnątrz. Ten dom, z zewnątzr niech tylko pomaluje. To będzie coś “w podobie” (a niech mnie gęś kopnie!) barwy siena palona. Cała Siena jest w “pierdnięciu trzmiela”, takaaaa ponuuuura…
Ale wina mają dobre :).
Barb-rozumiem cementowy garb 🙂 Ja się czuję od paru dni jak cementownia Górażdże czy jakoś tak….
a ja nie o zapachach, tylko o kolorze; sto lat temu przeczytałam w “Filipince”: “to zielony, obok którego przebiegł banan”
I to akurat czuję 🙂
Dr. Cox zdecydowanie wygrywa z Cieciem, moze nie w pierwszym sezonie, ale na pewno w kolejnych 🙂
Zdecydowanie Cox, jest taki cudownie dysfunkcyjny:) Cieć po pewnym czasie robi się przewidywalny, niestety.
Z tym workiem cementu to też tak mam.
Ja widziałam kiedyś odświeżacz “Pachnące świąteczne jabłko przy kominku.” I trochę zgłupiałam.