Póki słońce, to jeszcze człowiek wierzy w niemożliwe. Ale wystarczy taki dzień jak dziś i wstaję rano i mam siano na głowie, śliczne kozaki znowu jedzą moje stopy (mimo, że szewc zainkasował honorarium), a w sobotę muszę uprać psa, a raczej sukę (która się na mnie śmiertelnie obrazi i będzie mi rzucać spojrzenia pt. „Jak mogłaś” oraz „Ja bym ci nigdy czegoś takiego nie zrobiła. Nigdy”).
O książkach dawno nie było? No nie było. Jakoś mi się wszystko znudziło. Biorę krwawą zbrodnię i mi niedobrze. Biore sensację i wypada mi z ręki. Jak słowo daję, za chwilę skończe jak dziadek Bobcia, z Platonem i Pascalem, bo reszta mnie denerwuje (Platon tez mnie denerwuje, bo ma przyciężką narrację).
To może wrócę do książek z wakacji – przeczytałam świetny kryminał. Świetny. Właśnie dlatego, że taki nastrojowy, niespieszny i o starych ubraniach. Mówiłam już, że bardzo żałuję, że nie umiem szyć? Chciałabym umieć. „Drugie życie Marianne Shearer” się nazywa i choć jest całkowicie współczesny, traktuje o sprawach brutalnych, to napisany jest tak, że od razu chce się do niego wracać.
„Ani święci, ani anioły” – kto kocha czeską prozę? Ja kocham (oprócz ostatniego Vievegha, w ogóle mi nie podszedł). Czesi tak pięknie piszą o codzienności. O zwykłym życiu (i filmy genialne o tym robią). Ot, całkiem jeszcze młoda kobieta użera się z dorastającą córką, z chorobą byłego męża (on świnia, ale ona się przywiązała), a nawet trafia jej się całkiem nowy facet. Bardzo lubię czeskie ksiązki i za mało ich się u nas wydaje. Jest taka seria, „Czeskie opowieści”, malutkie zbiorki z opowiadaniami czeskich autorów, wyszły chyba trzy – uwielbiam je.
Oraz, dzięki mamie Zebry, odkryłam serię małych, nienachalnych a zabawnych kryminałów angielskich z serii „Agatha Raisin”. Reklamują, że to druga panna Marple. No nie, nie jest to druga panna Marple – nie ma i nie będzie drugiej panny Marple. Agatha jest zupełnym przeciwieństwem panny Marple, ale kryminały dzieją się na angielskiej prowincji, bohaterowie mają powyżej pięćdziesiątki, urządzają wystawy ogrodnicze, loterie i kiermasze ciast, jedzą pudding z nerek i i steku i pomimo, że w każdym tomiku jest trup, to lektura jest orzeźwiająca i przyjemna. Choć ja czytam z zazdrością (chciałabym mieszkać w takim Cotswolds).
I nawet, proszę sobie wyobrazić, tłumaczenie nie jest skopane (choć pierwszy tom w oryginale to „Quiche śmierci”, a nie „Ciasto śmierci”, hm).
A dziś o ósmej rano w korku na Prymasa Tysiąclecia minęliśmy trzy pługopiaskarki.
A we wszystkich sklepach mikołaje i bombki. Ludzie, ja was proszę. Po co tak pospieszać czas? Czy on niewystarczająco pędzi sam z siebie?…
O tak, czeskie filmy! “Butelki zwrotne” i “Rok diabła” pewnie widziałaś, ale jeśli nie, to polecam bardzo 🙂
Poczułam się oszukana, kiedy sprawdziłam na stronie wydawnictwa, że w Polsce wychodzi 11 tomów Agathy Raisin, a faktycznie jest ich 22. Amazon wita.
O, Agathę czytam od pierwszego tomu i czekam na kolejne – co dwa tygodnie, w poniedziałek, wycieczka do kiosku albo empiku obowiązkowa!
Ja też odkryłam Agathę – nie mogę się doczekać kolejnej części 🙂
O! O! Tak jak w serialu “Morderstwa w Midsomer”! Tam też wystawy, konie, polowania, kluby książki – i trupy!