Dziś w kiosku poprosiłam o bilety jednorazowe na wynos. Szkoda, że nie na ciepło na dodatek.
W głowie mi wyje od wczoraj takie „UUUuuuuuuUUUUUUuuuuuuUUUUUU”… – tak pulsująco, w związku z czym musze kogoś zabić. Muszę.
Proszę do mnie dziś nie podchodzić, a jedzenie podawać mi na 4,5 m kiju, zakończonym paralizatorem, gdybym się wymknęła spod kontroli.
(Chociaż może DLA MOJEGO WŁASNEGO DOBRA prosiłabym o niepodawanie mi jedzenia. Nawet na kiju. Trochę bowiem stosuje metodę Izzy „Jeśli zjem kostkę masła, a nikt tego nie widział, to kalorie się nie liczą, PRAWDA?”).
PS. Zamiast na lancz, idę dzis na lincz.
ja do reki poprosze (tez nie mam polskich znakow)
no, mialam na mysli paczki w sensie wyroby cukiernicze, nie paczki-pudelka. brak polskich znakow nikiedy daje sie we znaki…
a pytala sie pani w kiosku czy zapakowac? jak bylam mala to w takiej budce z paczkami zawsze pytala sprzedawczyni “zapakowac czy do reki?”
Mnie coś bierze, ale nie cholera, tylko jakieś przeziębienie.
Wszyscy się boją. 🙂
ja miałam wczoraj dobry humor, ale zdarzały się momenty, gdy sie nagle zagotowywałam. raz zagotowałam sie w sklepie. Wczesniej robiłam dwie godziny zakupy,błeee, a po szkole dzieci wymusiły na mnie odwiedziny w sklepie, buuu. Kolejka mnie wkurzyła, bo długa. Wyglosiłam monolog o kupowaniu, kolejkach, balonach, mijającym czasie i dzieci dostały gifty. Mój syn po wyjsciu “Opłaca sie miec taką straszną mamę, bo dzieci wtedy dostają upominki”. Dziś ujadam od rana, ale w duchu.