Wróciłam na trochę. Dziewczyny zostały na dłużej, pewnie na weekend znowu pojedziemy (acz nie wiem, nie wiem, wczoraj, jak tylko wyjechaliśmy, to WSIADŁY NA ROWERY, jak tylko zniknęłam za horyzontem! No to jest cos okropnego! Tylko na moment je z oka spuszczę, od razu jakieś brewerie).
Sylwester Lejdis udał się nadzwyczajnie.
W tle Freddy Kruger, nastolatki wrzeszczą, kochanie otwórz nam szampana, szampan huknął, piorun jebnął, zgasło światło i rozpętał się Armageddon. Cudownie, prawda? Nie ma jak burza stulecia w samotnej chatce na wzgórzu, nad jeziorkiem, otoczonej lasami pełnymi miejscowych wilkołaków. Bez prądu.
Spoko. Następnego dnia był nalot szerszeni. Oraz tak mnie wkurwiła szwagierka, ze pierwszy raz w życiu nie wyszły mi naleśniki. Mówię wam, nie można narzekać na brak atrakcji na tych Mazurach. A jakie żarcie!… Że wspomnę tylko łupki – chrupki i filety z okonków.
(ZA KAŻDYM razem, kiedy się spotykamy, jest Armageddon. Przypadek, prawda? Czterdziesty z rzędu).
Bogdan nie do poznania.
Gentleman, słuchajcie. Ogolony, w minimalistycznych czarnych outfitach. Co ta miłość robi z ludzi. Podobno nawet już we wsi wiedzą, bo sklepowa jest oficjalnie zazdrosna.
(„Myślicie, że jemu nie przeszkadza, ze ta miłość do Hanki nie ma żadnych perspektyw ani przyszłości, ani… hm… teraźniejszości w zasadzie tez nie ma?” – „A NIBY DLACZEGO uważasz, ze nie ma?”).
Oraz opracowałyśmy naukową teorię dotyczącą diet. Wynalazłyśmy dietę ŁĄCZENIA. Konkretnie – łączenia jak największej liczby diet przy jednym posiłku. Udało nam się np. połączyć dietę Atkinsa (łupki – chrupki), śródziemnomorską (sałatka grecka), kopenhaską (woda z cytryną), South Beach (sałatka z gruszką), jabłkową oczyszczającą (sok jabłkowy) oraz garściową (po ogórku do garści) – w zasadzie naprędce i bez wysiłku.
Żeby było jasne – od tego się nie chudnie. Ale osiąga się – co absolutnie nie jest do pogardzenia po trzydziestce – stan zadowolenia. Wyżerając sobie nawzajem z talerzy fetę utytłaną w oliwie i dywagując nad naturą pomidorów używanych w restauracjach do sałatek („Moim zdaniem, kochana, pomidor z lodówki to w zasadzie rigor mortis”).
Historię Sunshine’a opowie pewnie Matka Sunshine’a, kobieta mafii, a wiecie, jakie są kobiety mafii. Więc ja jej wole nie wchodzić w paragon. Dodam tylko, że karmi swoje dwuletnie dziecko surowymi cytrynami, które ten zjada w całości bez mrugnięcia powieką. Cytrynę oraz pół wiaderka kiszonych ogórków.
I wszystko byłoby jak zawsze, gdyby nie to, że Hanka cały czas ściska komórkę. Miało nas być tam więcej, wiecie. Na ten weekend.
sosy do łupków też dają wyborne!
A poziomki ze śmietaną już były? Pewno nie…
uwielbiam ten Dwór łowczego
i zupe pomidorową
i żurek
i kaczke (luzowaną!)
i gruszkę z gorgenzolą
i kogel mogel z malinami
i
własciwie wszystko tam lubię 🙂
Si, w Gałkowie.
Pyszne i megatłuste 🙂
diet nie użyam z racji wieku.
Obserwuję z racji “lejdis” nim poszły na ekrany.
tak jak soso.
I haniute.
I trzymam się futryny.
Wróżka zapadła mi w pamieć.
Pozdrawiam za calokształt:)
W Gałkowie byłyście na tych chrupkach?
szwagierki wszystkich wkurzają, a dieta boska :D:D
Kochana, łączenie diet bardzo mi się podoba. Po żarciu podlaskim, to znaczy nie podłym, a wrecz odwrotnie, moja waga ustabiliozwała się trochę za wysoko. Fajnie by było miec tylko takie problemy, nie?
W Beskidzie Niskim zaczytywałam się Cejrowskim, polecam, a teraz odpoczywam przy Bollywoodzie. I pozbawiona ambicji ciesze się z drobiazgów, z tego, że piję kawę i że swieci słońce.
Całuję 🙂
Aaaa, ty Wy? Te no, koleżanki z Eastwick.
A ludziska myślą, że przez zwykłe ocieplenie klimatu.
🙂
Nagroda specjalna za tytuł 🙂
Przypomniały mi się “Rozmowy, jakie miał król Salomon z Marchołtem grubym, a sprośnym”