Zaraza po mnie pełza.
Wczoraj caly dzien w pozycji horyzontalnej i znowu mam dziwne sny (co oni dodaja do tych teraflu?).
Czytam sobie Agatę Christie.
Kocham jej ksiązki. „W salonie leży trup!” – „Nie szkodzi, wypijemy herbatę w bibliotece”.
Czasem tylko wymyka mi się głuchy jęk podziwu nad perfekcyjną organizacją czasu, jaka maja jej mordercy, którzy o 11.39 jeszcze grają w brydża w salonie, o 11.42 wracają do sypialni, aby przez balkon wymknąć się do pokoju obok, zasztyletować sąsiadkę o 11.44, a następnie o 11.46 już być z powrotem na balu na dole i tańczyć fokstrota, po drodze sfałszowawszy kilka czeków.
Kładę się z powrotem do wyra, bo przed oczami mam mroczki (dobrze, ze nie Mroczków, bo mogłabym nie przeżyć).
Bez dwóch zdań – Herkulesa!
Ja tez kocham ksiazki Agathy. Ostatnio zrobiłam zapasy na zimę i kupiłam osiem powiesci. Tylko ciagle sie nie moge zdecydowac czy bardziej wole Hercule Poirot’a czy pania Marple.