Mamy tego jeża na werandzie, co nie.
Bo Śwagier kazał go najpierw troche podkarmić, a pozniej wypuścic. Najlepiej w to samo miejsce. Uhm. W tym samym miejscu dybie na niego Szczypawka. Może wzrostem niepozorna, ale umówmy się – to jamnik. A właściwie koncentrat jamnika zamknięty w miniaturowym ciałku. Próba zaprzyjaźnienia jeża z jamnikiem mogłaby się skończyc tak samo, jak u Szwejka zaprzyjaźnianie kota z kanarkiem.
Tedy wycinam jeżowi dzdzownice z wołowiny i dolewam mleczka. A mój mąż zrobił mu budę z pudełka po winie i teraz kombinuje, jak obić ją styropianem dwójeczką.
A ja wczoraj spędziłam cudowne popołudnie na tarasie z babciami.
Babcie grają w grę słowną, coś w rodzaju wyliczanki, która polega na tym, że mówiąc coś o jakiejś osobie trzeba wymienić jej przodków do dziewiętnastego pokolenia wstecz (z nazwiskami panieńskimi włącznie).
Nie można na przykład powiedzieć „Jolka ze spożywczego ma kochanka”, tylko „Jola, córka tej pani Tarnowskiej, co jej mama była z domu Grabowszczanka i chodziła ze mną do gimnazjum do pierwszej klasy, a jej mama z mężem, takim niedużym panem Wiśniewskim, to przed wojną mieli skład materiałow tam za torami, gdzie dziś ma sklep ten pan Rykowski, co jego mama, Bielawska po mężu, wyszła drugi raz za mąż za takiego pana Antosiaka i miała z nim dwie córki, co z jedną z nich ożenił się syn takiej pani Smoczyńskiej, która mieszkała w takim murowanym domu i jak kiedyś do niej poszłam, to miała w szufladzie pełno mysich bobków! No to ta Jola, ona pracuje w tym sklepie co przed wojną były guziki, ona się spotyka z synem takiej pani… Jak ona z domu się nazywała… NO PATRZ JAKĄ TO CZŁOWIEK MA PAMIĘĆ NA STARE LATA JAK SITO!”
I tak trzy godziny.
Babcie to chyba mają taką pamięc od bimbru, co to się go w wojnę piło.
Ja to bimbru nie mogę pić. Nawet powąchać.
A później obejrzałam „Królową”.
(Dygresja będzie: mam taki apel do producentów filmów takich bardziej babskich – żeby w każdym z tych filmów jeden bohater jeździł terenówką, najlepiej którymś modelem Land Rovera. Wtedy mój mąż będzie ze mną oglądał wszystkie komedie romantyczne z własnej woli: „Kochanie, obejrzymy Królową?” – „A po co?” – „Ona tam jeździ Defenderem, wiesz”- „A no to tak!”).
Japierdolę.
Oscar dla Helen Mirren to praktycznie powinien być przyznany z automatu, w ogóle bez konkursu. Ale ja po tym filmie to jestem gotowa pojechać do UK i przeprosić Królową za to całe śmieszne zamieszanie z tą Dajaną, te śmieci przed bramą i w ogóle. Jak ona w tej fioletowej sukieneczce i w tych okularach a la telewizor Rubin tego Blaira posadziła na tym krzesełku, jak niegrzecznego chłopca… Nie no, zakochana jestem w „Królowej” i koniec.
A propos jeża to przypomniała mi się Niania Ogg 😀
o tym, że tupczą, to nie wiedziałem, ale to możliwe, że nie tylko tupią i tupają, ale i tupczą 😉
to by zresztą było do nich, jeży tych, podobne – tupczenie znaczy
do mię popod balkon też wiosną i jesienią przyłażą, ale czy szczą i kupczą to nie nie wiem, bo tam – popod balkonem znaczy – chaszcze i nie widać
Też mamy jeża, na swoim Rancho pięć arów pięknej zielonej KOSZONEJ trawki, a ERYK zawsze przychodzi i na werandzie kupy strzela, bo mu trawa w tyłek kłuje….
Klinkier jest na werandzie, to go nie słychac, jak tupie.
I nie wyżera koloru, jak sika.
Mówi to osoba, która właśnie sprzątnęła siki jeża.
Oto, na co mi przyszło na stare lata.
pomysł z klejem mięsie podoba. jak się nawącha, będzie miała Baśka jeża na niezłej łyżwie 😉
poza tym powszechnie wiadomo, że jeże tupczą 😉
“A mój mąż zrobił mu budę z pudełka po winie i teraz kombinuje, jak obić ją styropianem dwójeczką.” – leppiej okleić; jest taki szpecyjalny klej do styropianu, śmierdzi strasznie, ale klei skutecznie
a jeże to tupają, a może tupią?