Oglądam z N. te Bondy.
Ja wole te stare, a on te bardziej nowe. Ze nie wspomne o tym, ze ja bym mogla na okrągło te z Szonem, a on niekoniecznie. Jakos woli. np. Rogera Moore (bardzo przyjemny chłopak o aparycji sklepowego manekina).
Po jakichs sześciu Bondach wiem o filmach z Bondem wszystko.
Każdy film z Bondem zaczyna się zadyma przedczołówkową. Zadyma przedczołówkowa stanowi wprowadzenie do głównej akcji Bonda i obligatoryjnie kończy się co najmniej jednym trupem.
Nastepnie jest czołówka z firmową piosenka Bonda. Co jak co, piosenki maja Bondy znakomite, to im trzeba przyznać. Czołówka jest przeraźliwie seksistowska i za każdym razem skupia się na żeńskich elementach anatomii w róznym przybliżeniu.
Po czołówce następuje zawiązanie akcji w biurze Bonda. Zwierzchnicy Bonda wystawiają mu delegację służbową, a Bond żartuje z Miss Moneypenny.
Nastepnie zapoznaje piekna kobietę.
I ta kobieta jest MEGA ZŁA SUKĄ.
I ja to wiem już po 5 filmach.
Ze TA PIERWSZA LASKA JEST ZŁA i zdradzi Bonda. Dopiero ta druga jest DOBRA. A Bond, ta jałopa, sirota, NADAL TEGO NIE WIE, po 20 zgoła odcinkach.
A później płacz, zgrzytanie zebów i wydobywanie się z opresji.
I po co?…
Zamiast sobie te pierwsza odpuścić?…
I to ma być super agent.
Nastepnie jest poznanie DRUGIEJ pieknej kobiety, tym razem dobrej, i pościg.
Matko, jakie te pościgi sa nudne.
Na scenach pościgu spokojnie można naszykować kolacje, zjeść ją, pozmywać, odpisac na zaległa korespondencję mailową i zrobić manicure. Ziew.
I dochodzimy do ostatniego etapu, czyli Totalnej Rozpierduwy Końcowej.
Owszem – Bond uratuje ludzkośc jako taką, ale rozpiździawa na koniec być musi. Kilkaset trupów i dymiące zgliszcza, najlepiej jakiegoś supertajnego obiektu wojskowego. Na dymiących zgliszczach – James Bond z nienagannym przedziałkiem i piekna DOBRĄ kobietą u boku (a ta zła przygnieciona gruzem – GIŃ SUKO GIŃ).
Z jednej strony to fajnie rozgryźć jakis system, z drugiej – żaden Bond już mnie niczym nie zaskoczy, więc troche mi przykro.
CHOCIAŻ… Miałam moment osunięcia wewnętrznego, kiedy w jednym z Bondów wparowała postawna blondyna w bryczesach i mówi do Dżejmsa „Cześć – jestem PUSSY GALORE”.
W dodatku – grała ZIMNĄ I NIEPRZYSTĘPNA.
HALO?…
W ogóle miałam napisać cos mądrego, takiego natchnionego i głębokiego, po czym przyszłam do pracy i wszystko mi wyleciało ze łba.
O.
I tak to ze mna jest w poniedziałek.
alem się uśmiała:)))
jak korekta puściła Redlińskiemu w Konopielce “a odpierdUlże się ode mnie”, to i rozpierdUwa może być 😛
Chrabjo, giertych się ucieszy, że mu się trzoda powiększa. Marsz do oślej ławki.
Głowa mnie boli.
mię się osobiście wydaje, że rozpierduwa funkcjonowac może podobnie jak obsuwa
nieprawdaż?
rozpierducha i rozpierdówa to, że tak powiem, różne pary kaloszy. powertuj może gramatykę, jakaś piąta, czy czwarta klasa podstawówki. hint: pisownia: końcówek “-ów”, wymiana na “rozpierdolić”. hehe, nie wierzę, że daję tu korki z polskiego na bluzgach. giertych wyłysiałby ze zgryzoty 😉
a mię, Proszę Pani Dobrodziki, jakoś te Bondy, nawet te z Konerym, zaczęli setnie nudzić jakby…
=> june
a jak? rozpierdÓwa? no way! wszak skoro rozpierdUcha, to i rozpierdUwa
ekhm, rozpierdUwy?
……no poniedziałek to nie jest dzień do przemyśleń….i nawet Bond tu nie pomoże…….
biedny bond – następna babka go zagięła 🙂
dawno tak się nie uśmiałem, jak przy czytaniu Twojej recenzji Bondów :))
🙂