Jestem zdegustowana aurą.
Pije wodke.
Znaczy krupnik. Krupnik to w sumie jak nie wódka, nie?
Żeby przeżyć.
Okrutnie zmarzłam na wyborach.
Wybierałam, wybierałam i wybierałam. Przedstawicieli narodu.
I wybrałam.
I teraz strasznie kicham.
OCZYWIŚCIE.
Normalnie jestem zdrowa jak świnia, zero zwolnienia lekarskiego od 10 lat (and I mean – 10, tak?). Ale NIECH NO TYLKO wezme urlop – od razu mój organizm wrzuca na luz i czuje się zobowiązany odbębnic średnią krajową. No więc od wczoraj kicham i prawdopodobnie nieco smarkata wyląduję w czwartek w Santiago.
(Matko Boska, w czwartek w Santiago będę żarła jamon i piła rioja w knajpie u Jesusa).
Najlepszy był numer, jak się zastanawialiśmy, co kupic Hiszpanom na prezent.
Bo po ostatniej wizycie okazało się, że to co w Polsce najlepsze, to:
– wisienki w czekoladzie (nie żadne firmowe czekoladki, tylko suszone wisienki maczane w czekoladzie, sprzedawane na wagę na naszym lokalnym bazaru;
– małe pączki (tez z naszej lokalnej cukierni, takie malutkie pączki, wyjechały do Hiszpanii w wielkim tortowym pudle);
– oraz czekoladowe cukierki Wedla i Wawela (Malagi, Tiki-taki i Kasztanki).
Ale dziwni są ci Hiszpanie.
„I rozgryzać tę zagadke po ostatnią czekoladkę”.
Czasem jesteś tak niewielka
Jak ta słodka bombonierka
Ni zawartość, ni papierek
Nikt od Ciebie nie chce wiele.
Ale czasem, nic nie szkodzi
Zwłaszcza gdy jesteśmy młodzi
Po nieszporach, po kościele
Ważne aby nie przesłodzić:)
kurna, rumienią to się buły w piekarniku, no nie bądź taki SKROMNY CHUOPIEC! 😉
[wydruki na święta dojdą dzięki listonoszom jak znalazł ;-)]
błagam podeślij mi tytuł i wykonawce tej piosenki (MARZY CI SIĘ BOMBONIERKA TAKA JAK JA”) bo od kilku dni za mną chodzi a nie moge zbytnio nic w necie znalesc
Clanahowa – wez, bo sie RUMIENIĘ.
Moze po prostu bede drukowac i wysylac w koperciepod wskazany adres?…
proszproszeproszee!
Barbi, skarbie, piękna, wydaj blogusia w książkę, ja CIEBIE BARDZO ALE TO BARDZO SERDECZNIE PROSZĘ, ja chcę to mieć na papierze, Twój talę i styl! najlepiej przed BN, bo nie mam na te cholerne święta akcesu do internetu, a chciałabym się udławić kością z zajęca nad taką właśnie lekturą,
dozgonnie oddana!
[ja pieprze, blog kazał mi najpierw zaguuglotać ‘guugl’ przed wklikaniem komentarza. draństwo.]
Ta piosenka chodzi za mną od wtorku.
Baśka, Ty weź nie przesadzaj z tą adaptacją do warunków. Ja wiem, że Hiszpania, ale żeby od razu na to reagować grypą? 😉
a ja się od lat zastanawiam, dlaczego w mym rodzinnym mieście te maleńkie pączki chodzą pod nazwą “hiszpańskie” (ew. opcja “chiszpańskie” w jednym ze sklepów społemowskich)…
Ja choruję wtedy i tylko wtedy, kiedy za nic na świecie nie da się pójśc na zwolnienie, bo nastąpi koniec świata, wszystko się zawali, obcy zawładną ludzkością i takie tam.
Oraz nigdy nie byłam w Santiago i mam marne szanse, bo chyba się nie da tak tego załatwić, żeby w piątek rano wskoczyć w samolot, a w niedzielę wieczorem znów być w robocie.
w sobote?!
wszyscy tak maja, z tym chorowaniem na urlopie. to sie nazywa syndrom obowiazkowego organizmu. przejdzie Ci na emeryturze.
jeszcze raz napiszesz SANTIAGO i przysiegam, ze Cie udusze