Z uwagi na fakt, iż moja delegacja była niedlugą, to udalo mi się wykonac tylko dwa numery.
Pierwszym było pojscie na kolacje (no dobrze! I NA WINO! Zadowoleni?…) z kolezanka udzielajaca się od jakiegos czasu w służbie tych ichnich kapitalistow. Było bardzo sympatycznie, dawno się nie widziałyśmy („Ty sobie wyobrazasz? Pierwszy dzien w pracy i staff meeting PO FRANCUSKU! A ja z francuskiego rozumiem żemapel i liczebniki! I to nie wszystkie!” – o, jakze rozumiem jej bol, rowniez wykonałam podobny numer na początku mej kariery, kiedy to po 4 lekcjach francuskiego doszlam do wniosku, ze na wykładzie o przejsciu systemu bankowego na EURO słuchawki z tłumaczeniem są mi NIEPOTRZEBNE – spędziłam bardzo mile i abstrakcyjne półtorej godziny), obie byłyśmy glodne, wiec zamówiłyśmy CO?
No – CO zamówiłyśmy do jedzenia tego upalnego wieczora, kiedy to wszedzie rozpuszczal się asfalt, a o wysiedzeniu przy stolikach na zewnatrz knajp nie moglo być mowy, bo upal rozsmarowywal człowieka na krzesle?…
TAK!
Zamówiłyśmy kurczaka curry z frytkami.
Piekne filety w ostrym sosie curry z pysznymi, wielkimi, świeżutkimi, domowymi pommes frites, wszystko gorące jak samo piekło z szatanami i ich naczelnikiem, Belzebubem.
W sumie, nie powinnam od tego utyc, bo w trakcie jedzenia wypociłam wszystkie zjedzone kalorie, co do jednej, a może nawet troche wiecej.
A dzis rano to już tylko przewróciłam na siebie stojak z kaszmirowymi szalami na lotnisku w Tie Racku, O WIELKIE MI CO. Nawet nie upadl i nie narobil huku w ogole.
Nic nie poradze na to, ze bardzo lubie kurczaka curry.
Jak Ci sie podoba pogoda ? 😀
a ja korzystajac z pop-promocji w BHV z braku laku (wybor ograniczony bo za darmo sa tylko “Hit-DVD”) obejrzalem wreszcie twoje ulubione “Aniolki Charliego”. Zaloze sie, ze najbardziej ubawil cie pierscionek zareczynowy i ze uwazasz, ze te panie sa atrakcyjne.
I co z tego ze nie-na-temat?
e tam, lepszy jest kurczak po chińsku, zdecydowanie. zwłaszcza w takim barze wietnamskim koło mojej fabryki.