…o jednej takiej drodze szybkiego ruchu:
“Znajdujemy się na Katowickiej, którą, jak sama nazwa wskazuje, dojeżdża się do Wrocławia”.
Strefa wolna od sportu i lajfstajlu
…o jednej takiej drodze szybkiego ruchu:
“Znajdujemy się na Katowickiej, którą, jak sama nazwa wskazuje, dojeżdża się do Wrocławia”.
Przyroda mi wchodzi do domu. Zwlaszcza, kiedy pada. Albo po prostu – WCHODZI WŁADCZO, bo przeciez ONA, PRZYRODA była tu pierwsza i TU MIESZKA, a ze ktos jej dom wybudował na drodze, to… PRZEPRASZAM, ale to już NIE JEJ SPRAWA. Ona, PRZYRODA, jest STĄD.
Dziele zatem mieszkanie z:
– pająkami
– mrówkami
– ćmami
– ostatnio także: pasikonikami
Pająkow nie ruszam. Taka mamy umowe spoleczna – one po mnie nie chodzą, a ja im za to pozwalam wisieć w kątach. Prawda, Hala? (Halunia wlazła w sobote łokciem w jednego pupilka, który utkal sobie spore gospodarstwo domowe pod tablicą korkową). Musze je jeszcze poprosic o NIEPRZEBIEGANIE ZNIENACKA przez stół / podłogę / deskę do krojenia. Jak taki pająk mi PRZEBIEGA ZNIENACKA, to rzucam wszystko, wrzeszczę i jestem bliska zawału.
Mrowki mi nie wadzą w ogole. Ostatnio krecila się jakas wycieczka po podlodze w salonie. Pokreca się i pojda. To mile, grzeczne, czyste mrowki, nie wchodza do cukru, nie tkaja sieci, nie znosza jajek – tylko spaceruja. Tylko trzeba uwazac, żeby na ktoras nie nastąpić, bo to tak okropnie CHRUPIE pod butem, ze ciarki czlowieka przechodza od gory do dołu i natychmiast trzeba się napic na ukojenie nerwów. Wniosek: mrowki mogą wpedzic czlowieka w alkoholizm.
ĆMY… No tu jest gorzej. W tajemnicy powiem, ze ciem boi się N., wiec zwykle trzeba je eksmitowac. Osobiscie uzywam do tego słoika z zakretka twist-off. Lapie się cme do sloika, zakreca, wynosi na zewnatrz, odkreca i wytrząsa. Soso martwi się, ze wtedy osypuje im się puszek ze skrzydełek. TRUDNO! Niech wspolpracują! No kurwa, nie będę wykladac sloikow adamaszkiem!
Pasikonika, a raczej PASIKONIA, odkrylam rano na przescieradle. Stal na nim w pozycji BOJOWEJ i się na mnie gapił. Wynioslam go do ogrodka (na przescieradle, oczywiście), przez cala droge (jak zalecaja poradniki psychologiczne*) utrzymywalam z nim kontakt wzrokowy i rozmawialam z nim. On tez chyba ze mna ROZMAWIAL, w kazdym razie – przekrecal się tak, żeby być PRZODEM DO MNIE. Strasznie się balam, ze za chwile skoczy mi PROSTO W TWARZ.
Mam jeszcze tramwaje w ogródku. Te GACZE, wiecie. Co to nikt ich nie je. Ale nie wchodza do srodka. Może im duszno?… Naprawde, przyroda potrafi czlowiekowi dopiec.
* – poradniki psychologiczne zalecaja takie postepowanie w przypadku kontaktu z a. psychopatą, b. gwałcicielem, ale sadze, ze w sytuacjach ekstremalnych można to odniesc także do pasikoników
PS. NIE MA natomiast KORNIKOW, co zakrawa na cud, jesli sie mieszka w 150-letnim drewnianym domu, nespa?
Mam wyrzuty sumienia, ze piję tyle alkoholu.
Kobiety nie powinny pic tyle alkoholu, ba! Kobiety W OGOLE nie powinny pic alkoholu, tylko:
– kochac swoich mezczyzn
– gotowac im obiady
– rodzic dzieci
– zaprzyjazniac się z kochankami swoich mezow i pisac im na karteczce “Slipy rozmiar L, koszula 42, nie lubi szpinaku, martini z jedna kostka lodu, PS. Czy jest u ciebie, kochana, ten krawat w zolte romby? Bo tak się zastanawiam, gdzie się podzial”
– jeśli zimne suki, to – realizowac się zawodowo i uwodzic mezow innych kobiet
Zycie jest bardzo, bardzo, BARDZO skomplikowane i niesprawiedliwe.
Jakos tak ostatnio jest, ze kiedy się spotykam z przyjacioly mymi
To…
To nastepnego dnia UMIERAM
W sobote się spotkalismy, w niedziele umieralam. I jeszcze dzis mnie boli wszystko.
N. powiedzial “TANCZYLAS JAK ZDZIRA NA ŁAWCE”, po czym Mloda Zebra go wysmiala, ze nedzna ze mnie zdzira. Na pytanie, dlaczego zatem SAMA nie tanczyla na lawce, powiedziala rozbrajajaco: “Bo bylam tak pijana, ze bym spadla”.
W sumie to PODOBNO wlałam Oblemu swieczke do gitary, PODOBNO biegalam gdzies po nocy na bosaka (po RAKOTWORCZYM ASFALCIE!). NA PEWNO to wiem jedno – ze kobiety były same piękne i ze zmienialy się na BUJAWCE. I ze terroryzowal nas Szpaczek.
Znalazl się kawalek aparatu Motyla i gumka do wlosow Soso, jakby co.
Bolą mnie żebra.
Bo nie pisze notki dlaczego?
Ponieważ:
– zarobiona jestem wyciaganiem cyferek, przy czym cyferki RAZ wyciagniete nijak się maja do cyferek wyciagnietych ponownie, choc w oparciu o DOKLADNIE TE SAMIUTKIE zalozenia! No widzieli panstwo takie cuda? Bo ja regularnie;
– pije wino w godzinach pracy (calkiem zacne);
– w ogole mogę myslec tylko o jednym – O SOBOCIE, chociaz nie mam glowy zeby POLICZYC ile będzie osob
– w Piotrze i Pawle wzielismy lososia w kratke i nie wiem, czy slusznie (oczywiście NA SOBOTE), natomiast nie było fety na wage (NA SOBOTE)
– jeszcze NIE UMYLAM WANNY (na sobote), a Haniuta JUŻ JEST PRZYJECHANA
– nie wiem, czy piec kilogramow karkowki to duzo, czy malo – ile to będzie w centymetrach szesciennych?…
A na dotatek N. dostal od mojego ojca na urodziny IMADŁO – czy to jakis MESKI KOD? Pamietam ze kiedys (w podstawowce) były takie zeszyty specjalne, w których opisywalo się rozne tajemnice wszechswiata, miedzy innymi był dzial “CO OZNACZAJA KWIATY, JAKIE OD NIEGO DOSTANIESZ”. Były np. ZOLTE ROZE – to znaczy, ze ZDRADZA (sukinsyn), rozowe, ze LUBI (tez w zasadzie kawal drania – LUBI i pewnie w decydujacym momencie BĘDZIE CHCIAL ZOSTAC TYLKOP RZYJACIELEM) czy tez czerwone – ze KOCHA. Ale nie było, co oznacza IMADŁO – ze chce go PRZYKUC? Albo UDUSIC za to, ze uwiodl mu corke jedyną (choc pijawkę)?…
Imieniny dzis w pracy urzadzam. “Nie upij się za bardzo” – “Dobrze, kochanie!” – HA, HA HA 🙂
W dodatku COS MNIE DZISIAJ NERA SZARPIE. A za tydzien ide na urlop i NIECH MNIE KTÓRY POWSTRZYMA – normalnie mozg ze sciany będzie zbieral chusteczką ZEWA SOFTIS. Strasznie mi się plazy chce i ryby smazonej.
Kupilismy wczoraj “Terminatora”.
Jeeeeeejku! 🙂 Arnie jeszcze z grzywka i nie umie po angielsku. Szalony rok 1984 – te wlosy a la pudel u wszystkich pań, te makijaże, te seledynowe, rozowe i blekitne wdzianka, ta impreza w klubie “Tech Noir”, walkman wielkosci malej walizki… ŁZA SIĘ W OKU KRECI!…
Kawal historii niechcacy.
Wzruszylam się 🙂
Strasznie wkurzajace trendy na rynku kucharskim tego lata. Nawet ryzu normalnie nie można ugotowac, bo: “Szklanke ryzu (najlepiej dlugoziarnistego, ciemnego ryzu oregonskiego, jeśli go nie mamy – możemy go z powodzeniem zastapic zwyklym niełuskanym ryzem jawajskim, tylko żeby nie był importowany z Portugalii) skropic Grand Marnier i odstawic na 45 minut do zimnej wody z platkami swiezego szafranu i jasminu. Po uprzednim wyparzeniu miedzianego rondla naparem z wiciokrzewu, przelozyc do niego ryz wysuszony na lnianej sciereczce (najlepiej prowansalskiej), dodac kurkumę, trawę cytrynową oraz strugany ręcznie mlody seler naciowy. Calosc skropic lyzka ekstradziewiczej oliwy z oliwek andaluzyjskich i gotowac, az ryz będzie poltwardy. Nastepnie doprawic bazylią, siekanym imbirem (można uzyc marynowanego, ale tylko jeśli zamierzamy podac ryz do kurczaka lub soli z rusztu). Podawac w wydrążonej papai lub w ksztalcie miniaturowych Statujek Wolnosci – foremki do kupienia w Duce”.
Nie jestem przeciwniczka przypraw czy ladnego serwowania i przybierania potraw, ale kiedy mi forma zaczyna gorowac nad trescia, to niestety, ale zjem kanapke z pomidorem i tez będzie dobrze.
Ach, jak bym poszla na urlop…
A ja w sobote UMYŁAM LODÓWKĘ I WYDRYLOWAŁAM 4 kg wiśni!
HA!
Przebije mnie któraś?…
Te wisnie to był pomysl N., ale cel szczytny – NA NALEWECZKĘ, mianowicie. Żeby nie to, to nawet bym do nich nie podeszla na odległość kija od mopa. Pierwszy kilogram drylowalam przy pomocy takiego dynksa, co przypomina dużą agrafkę. Bierze się, proszę ja was, jedna wisnie w palce, umieszcze na takim koleczku i naciska sztyft. Ten sztyft przechodzi na wylot przez wisnie, co ma w zalozeniu wypchnac z niej pestke.
HA, HA, HA. Po 140 wisniach dowiedzialam się, ze:
– pestki sa wyjatkowo zzyte z wisnia – matka i żeby je z niej wydrzec, trzeba robic wisni skomplikowana sekcje;
– po wydlubaniu pestki z wisni zostaje troche malo wisni w wisni
– aparat do drylowania jest produkcji niemieckiej i od razu widac, ze Niemiec nigdy NASZYCH POLSKICH WISNI porządznie nie germanił… eeeee… DRYLOWAŁ, bo NASZE WISNIE TO HO, HO! Jakie maja pestki! Co druga pestka nie przechodzila przez oczko albo je zatykała
– po 10 minutach drylowania cala kuchnia i drylujący wygladają jak w trakcie swiniobicia
– kiedy na 1 wisnie zaczynaja przypadac około 4 “kurwy”, a kazda jeszcze dodatkowo z epitetem towarzyszącyc, to CZAS COS ZMIENIC
W roli Deux ex machina wystapil goscinnie Leon, który ZASZEDŁ NAS ODWIEDZIC, zastal mnie przy tych wisniach, ubabraną sokiem, zalaną łzami i miotającą mięchem. Żal mu się dziecka zrobilo, jako ze jego jedyne, choć pijawka. I przypomnial sobie, ze w swoich przepastnych zbiorach kolekcjonerskich jego zona, a moja matka, posiada zautomatyzowana wersje aparatu i nie będę musiala brac w palce i wsadzac do agrafki KAZDEJ JEDNEJ WISNI Z POZOSTALYCH 4 KG!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
I przywiozl, i rzeczywiscie nie musialam, trzeba tam tylko nasypac garstke tych czerwonych, okraglych dziwek do pojemniczka i dźgać je patykiem.
Mialam pozniej przesliczne sine palce, zupelnie jak w ostatnim stadium gangreny.
Boze, do czego czlowiek jest zdolny, żeby się wódki napić, to naprawde.
“Młody baca chwycił nóż
Lecz gdy go nad owcą wzniósł
Ta spojrzała na mordercę tak łagodnie
Że wypuścił z dłoni broń
I całując owcę w skroń
Rzekł jej: – Wybacz, ze popełnić chciałem zbrodnię!
Odtąd młody baca nasz
Coraz chętniej owcę pasł
I nie nudził przy tym ani się przez chwilę
Owinięty w stary koc
Czekał, aż zapadnie noc
A i owca też czekała
Niecierpliwie”
Wymyslil, napisal i zrymowal: Pan M. Zembaty
Fajna ksiazke mam, wczoraj kupiona. Z kategorii “do wanny lub na leżak”. Na okladce napisali, ze “nowe wcielenie Bridget Jones”, co – uwazam – tylko jej zrobi krzywde. Tej ksiazce Indii Knight “Moje życie na talerzu”.
W ogole cala ta fala “powiesci” firmowanych biedna, stara Bridget Jones jest paradoksalna, bo “Dziennik BJ” to przeciez z zalozenia manifest antytrendowy. Jak jednak w wielu wypadkach (na przykład, “KAPITAŁ” Marksa) czytelnicy dotarli tylko do pierwszej warstwy i dalejze się “utozsamiac” z bohaterka. Gdybym ja, osobiscie, znala taka Bridget, to po 20 minutach z nia spedzonych zatłukłabym ja sprawnym ciosem w mostek. Jest bezgranicznie (jak ty to, Tsz, mowisz?…) ANNOYING 😉 – ale wlasnie DLATEGO ta ksiazka jest DOBRA 🙂
Od tamtej chwili, wydawcy poczuli się w obowiazku nawiazywania do BJ za kazdym razem, kiedy autorka i / lub bohaterka była niezbyt bystra kobieta plci zenskiej, ktorej w przebogatej fabule zdarzalo się:
– potknac i zlamac obcas
– przypalic garnek
– isc z kolezankami na wino
– zostac porzucona przez faceta (chociaz dla mnie wieksza zagadka pozostaje, SKAD one w ogole tych facetow braly)
– zostawic wlaczone zelazko lub odkrecony kran
– spoznic się
– rozmazac makijaz w drodze na wazne spotkanie
– zawalic termin w pracy
– mieć kaca
Tak – “Moje zycie na talerzu” to tez ksiazka o kobiecie, która ma balagan w kuchni i odwozi dzieci do szkoly ubrana w spodnie od pizamy. Tyle, ze jest kompletnie O CZYM INNYM, ale tego już latwo nie zauwazyc, jak się odhacza na liscie “Kobieta – jest, wino – jest, facet – jest, pijana przyjaciolka – jest… PANI KRYSIU! Pani pierdolnie tom pieczatke z Brydżet na okladce I DRUKUJEMY!”.
A teraz niestety biore się za robote, ktorej mam duzo, a jutro to w ogole nie wiem w co rece wlozyc, bo chyba najpredzej to nie rece, a glowe do piekarnika (tylko teraz wszyscy maja elektryczne!).
Aha – i jeszcze jedno: BĘDZIEMY MIELI STORCZYK 🙂