– Nie mamy w domu nic do jedzenia – powiedzial N. – to może kupmy cos, co?
– Kupmy – zgodzilam się – tak tak, jedzmy do Piotra i Pawla i zrobmy zakupy. Tak, koniecznie. Zakupy. Tak.
Pojechalismy.
Zrobilismy duze, rozsadne zakupy.
Zakupy skladaly się z:
– jednego bochenka chleba
– jednego okraglego, zoltego, woniejacego serka (dla Niego)
– jednego trojkatnego, niebieskiego kawalka sera (dla Niej)
– jednego pudelka z salatka diabelska (dla Nich)
– jednego zestawu trzech cienkopisow Stabilo
– jednego modelu samochodu Toyota RAV4 w kolorze granatowy metalic
– jednego szamponu
– jednego szuwaksu do wlosow długich pod tytulem “cośtam, cośtam, a wlosy jak jedwab – BEZ SPŁUKIWANIA”
– jednej butelki czerwonego wina
I tak nie mogę nic jesc.
Boziu dobra, co nawet slimaki masz w swojej opiece, jak wyjde cala i zywa z tego kołowrotu… To… Czy ja musialam w chwili narodzin dostac ten szczegolny talent do pakowania paluchów między drzwi? Czy ja jestem reinkarnacja Sir Lancelota, który serce miał czyste, a smokow się nie lękał? NO HALO, ILE MOŻNA! Się uzerac z tymi smokami!
PS. Jak mawial Mrożek: “Jak wstanę, to się położę”.
Ze mną się nikt nie użera jakoś, więc skąd takie posądzenia?
Przykro mię się zrobiło, no!
ja poprosze ice tee.
czesc, basia.
a nie zrobilibyście i dla mnie zakupów? jakiś jaguar wystarczy 🙂
macie nową kojotę? kuuul!
mogę wziąć tę starą?
O Basia. Cześć.