Yyyy… No tak. Troche mam kaca, ale usprawiedliwiona jestem: wczoraj wrocil N. i po pierwsze, ucieszylam się, ze wrocil, a po drugie, przywiozl… O matko jedyna, jakie przywiózl wino. To się wypiło na powitanie.
Poza tym, NALEŻAŁO MI SIĘ – za to, ze przez dwa dni, grzeczna, miła i trzezwa jak świnia robilam za dyspozycyjny personel na imieninach mojej mamy. I nawet nie oplułam tej cioci, co zawsze mam ochote.
A wczoraj dostalam do potrzymania takie małe bejbi. Okazuje się, ze do trzymania bejbisów potrzebne są minimum TRZY ręce. Mi jednej zabrakło i głowka opadała. Jezu. Po drugie, male bejbisy wszystko rozumieją, co się do nich mówi (mowiłam do niej: “PROSZĘ CIE NIE RUSZAJ SIĘ A WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE!” – nie ruszyła się). Po trzecie, nasluchiwalam DRGNIECIA INSTYNKTU macierzynskiego. Czy może cos mi się skurczy, albo zacznie bic szybciej. Eeee… Nie skurczyło.
A ONI NIC NIE MOWIA
HALO!