Smaczne były to swieta (do czego przylozylam PALEC – tatar z lososia), a pijany Mikolaj upuscil pod nasza choinka trzyletni przydzial prezentow dla niewielkiego panstwa o ustroju monarchii konstytucyjnej. Polowe swiat spedzilismy w samochodzie, probujac podzielic się oplatkiem z cala rodzina – dopiero drugie podejscie zakonczylo się sukcesem. Na drogach panowaly znakomite warunki. Narciarskie. Przez zaspy jechaly tylko terenowce – jak nasz Kojot – i maluchy, jak ratraki – wiercily sobie tunele w sniegu i zasuwaly.
A teraz spozywam zasluzony urlop – w tempie drugiej kosmicznej pedzimy sobie z Najdrozszym, zalatwiajac, co jeszcze nie zalatwione, wlasciwie on – ja jak zwykle – ciagne się jak warkocz za kometa, rozgladam na boki, a prawde zna tylko Melania, bo powiedzialam jej na ucho: I am not a bikini waxer. Jestem aniolkiem Charliego ::)))