O SPANIU NA BOKU I KARTECZKACH

Od świętej Anki zimne wieczory i ranki – zawsze się sprawdza, niestety. Nie wiem dlaczego czuję się winna, że po moich imieninach lato się robi takie bardziej drugiej kategorii, bo nie ja sobie imię wybierałam. Natomiast komary w ogóle nie są przejęte, być może narzuciły maleńkie puchóweczki w pastelowych kolorach i nadal wieczorami napierdalają, aż miło. Kobiety w wieku rozrodczym są upierdliwe i niebezpieczne, niezależnie od gatunku.

Tymczasem przeczytałam artykuł o spaniu na lewym boku – że się powinno na lewym, bo narządy odpoczywają, a ja niestety śpię głównie na prawym. Więc nic dziwnego, że moje narządy są ciągle zmęczone (a ja wraz z nimi). Pożaliłam się N., który z kolei śpi na boku lewym – a on mi na to, że czytał artykuł dokładnie ODWROTNY. Że właśnie te lewostronne naczynia i wszystko inne powinno się odciążać i udrażniać i w tym celu spać na prawym! O królu złoty – czy te naukowce nie mogłyby być zgodne przynajmniej w JEDNEJ KWESTII? Nawet o spanie na boku muszą się pokłócić. Nic dziwnego, że ten świat wygląda tak, jak wygląda. 

Przed spaniem (na lewym boku) czytam aktualnie opasły japoński kryminał „Sześć cztery”, co mi go szwagier polecił. W takich książkach (o ile są dobrze napisane) zawsze najciekawsze jest tło kulturowe – i tutaj nie inaczej. Wspaniałe są jednozdaniowe wstawki dotyczące japońskiej kultury i obyczajów – na przykład, odsunięty od sprawy komisarz idzie porozmawiać z byłym współpracownikiem. Nigdy za sobą nie przepadali, ale on ma sprytny plan – mianowicie, jeśli przyniesie mu prezent, to tamten nie będzie mógł go wyprosić czy odprawić bez odpowiedzi, bo będzie zobowiązany upominkiem. I co niesie policjant policjantowi w prezencie? Paczkę makaronu udon. Czy to nie urocze? Lubię udon.

(A numer z prezentem to pamiętam, że koleżanka kiedyś nam obwieściła, że jeśli się kogoś nie znosi, to jest jeden sposób: trzeba mu / jej coś dać. Bo wtedy to tamta osoba ma u nas dług i my jesteśmy karmicznie wyżej. Bardzo to przewrotne.)

A wczoraj na szopingu kupiłam sobie WIELKI ZAPAS samoprzylepnych karteczek – akurat rzucili w Biedronce. To inwestycja z gatunku niezbędnych, bo z powodu sklerozy karteczki są artykułem pierwszej potrzeby i idą jak woda pod mostem na rzece Kwai. Chyba powinnam nosić je na szyi, jak bohaterka „Fortepianu”, bo czasem nie zdążę zapisać tego co powinnam zapisać, bo zapominam zanim znajdę karteczki. 

Co prawda staram się nie myślec o polityce, bo rehabilitacja po wylewach jest długa i bolesna, ale zastanawiałam się ostatnio – kim są ludzie, którzy oddają głos wyborczy na Ryszarda Czarneckiego? Ale nie jestem sobie tego w stanie wyobrazić.

10 Replies to “O SPANIU NA BOKU I KARTECZKACH”

  1. Mam taka refleksję, że gdyby te dziewczyny, które nie znają Czarneckiego, zechciały go jednak poznać, to zadbałyby o to, żeby już nigdy nikt z ich znajomych czy krewnych na niego nie zagłosował.

  2. Ponieważ nie ma co liczyć na ujednolicenie opinii naukowców, to ja “tymczasem leżę pod gruszą, na DOWOLNIE WYBRANYM boku… itd.
    A komary faktycznie – napier…ją niemożebnie – u mnie atakują stadami.

  3. A japoński profesor z ksiaźki Ukochane rownanie profesora, przyklejał sobie karteczki na marynarce łącznie z rękawami, no ale jego pamięć obejmowała tylko 80 ostatnich minut.

  4. No nie wiem, nie wiem, co ci naukowcy wymyślają, bo ja na lewym boku dostaję najczęściej migotania przedsionków i wtedy po spaniu, bo jak nie pomaga magnez i elektrolity, trzeba pofatygować się w nocy na SOR. Dlatego śpię głównie na prawym boku, a organy muszą sobie z tym jakoś poradzić. I do tej chwili żaden z nich, tych organów, nie przysłał mi raportu o jakimś błędzie krytycznym, czy coś. Oprócz oczywiście serca, gdy śpię na lewym boku, które chyba coś do mnie komunikuje morsem, ale nie wie, że go nie umiem. Tego morsa.

    Wczoraj wieczorem pokazała się moja samochodowa maskotka, która jeździ ze mną po zewnętrznej stronie szyby pasażera. Powiedziałam jej, że jak będzie dalej żarł tyle tych komarów i meszek, to nie zmieści się za taflę lusterka, za którą ma budkę z osłony lusterka chroniącą go przed deszczem. Jest ze trzy razy większy od czasu, gdy widziałam go ostatnio. Sprytny jest. Gdy ruszam, on czuje drgania pajęczyny od pędu powietrza i chowa się w lusterko 😉

  5. W nocy się wiercę, oj, jak się wiercę. Toteż wszystkie moje narządy są zarazem odciążone i zmęczone.
    Karteczek całe kartoteczki rozmieszczone mam w moim Macondo-mieszkanku. Zaczynają mnie osłabiać swoją masą i nagromadzoną, niejasną już dla mnie, treścią… (I na każdym meblu ołówek leży, podręcznie, do zapisywania nagłych przypomnień).

  6. Chyba za bardzo odcięłam się od wieści z zaścianka. Kto to jest Ryszard Czarnecki i co on zrobił, żeby Cię zdenerwować? Czarnka jeszcze kojarzę.
    A kto głosuje – pewnie tacy, którym się wydaje. że to mądry człowiek jest…

    Natomiast z tymi zimnymi porankami, no faktycznie, powinnaś się wstydzić.

Skomentuj Agniecha Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*