O TYM, ŻE NIE SPOTKAMY SIĘ W NIEBIE

W sobotę przez cały dzień bolał mnie łeb okrutnie. Ewidentnie na zmianę pogody, a jeszcze piesek rzygał w nocy – no czasem po prostu tak jest. W lewym oku miałam wbity śrubokręt i słyszałam tętent kopyt nadciągającej migreny; tłukłam się bez celu po chałupie jak żona pana Rochestera zanim placówki zinstytucjalizowane stały się modne, a N. w tym czasie wsiadł na rower i machnął siedemdziesiąt kilometrów. Naprawdę którejś nocy wgryzę mu się w tętnicę i wypiję krew (no nie całą – troszkę!), bo to jest KOSMICZNIE NIESPRAWIEDLIWE, żeby jeden człowiek w upał miał tyle energii, a drugi wcale. Ale wracając do naszych baranów (czyli mnie i bolącego łba).

No bolał mnie ten łeb, a na dodatek N. wyjeżdżał i trzeba mu było uszykować tobołek. Pod wieczór upał się trochę uspokoił, a i stado węży w mojej czaszce zdawało się przysypiać i tylko lekko posykiwało. Popełzłam do sypialni i włączyłam żelazko, żeby machnąć te kilka koszul, a sąsiad z tyłu akurat w tym momencie WŁĄCZYŁ KOSIARKĘ SPALINOWĄ.

Miał cały dzień. CAŁY CHOLERNY DZIEŃ. Włączył AKURAT w tym momencie, pod samym oknem sypialni. I napierdalał, dopóki nie skończyłam prasować. Węże natychmiast się obudziły i odzyskały formę.

No więc jeśli miałam jeszcze jakieś maluteńkie, mikroskopijne szanse na dostanie się do nieba, to tym sobotnim wieczorem je przekreśliłam BEZPOWROTNIE, bo nad tą deską klęłam na sąsiada tak straszliwie, że nawet nie wiedziałam, że ZNAM takie określenia. Sąsiad musiał po tym koncercie życzeń pod jego adresem dostać co najmniej półpaśca. A zatem z przykrością oznajmiam, że nie spotkamy się po Tamtej Stronie, albowiem mam moich blogowych gości za przyzwoitych ludzi, do których od przedwczoraj się zdecydowanie nie zaliczam.

A wczoraj kończyłam „Loaded” i no cóż, chyba się podkochuję w Watto (na pewno od odcinka z buldogiem), oraz hm. To już drugi serial, w którym pokazane jest mikrodawkowanie LSD (Diane w „Good Fight”, przypominam) jako sposób na otaczającą rzeczywistość. Dobra, to przejdźmy do konkretów – GDZIE można kupić te kropelki? W naszych realiach mikrodawki mogą nie dać rady, niemniej chętnie spróbuję.

Deszcz pada. No nareszcie.

 

16 Replies to “O TYM, ŻE NIE SPOTKAMY SIĘ W NIEBIE”

    • Bardzo przepraszam!
      Ostatnie cztery noce miałam bardzo słabo przespane, więc moje ciało astralne się nie miało okazji powłóczyć – naprawdę nie wiem, dlaczego.

  1. “Nie spotkamy się w piekle, nie spotkamy się w niebie, spotkać możemy się jeszcze na moście w Sarajewie…” Tak mi się skojarzyło … 🙂

  2. Barb, a propos seriali – oglądałaś The Suits? Z Meghan Markle. Zaczęłam oglądać nie wiedząc, że ona tam gra a nie pałam do niej sympatią, ale serial tak dobry, że warto ją dla niego tolerować.

  3. No to spotkamy sie po jakiejs tam stronie dla tych, co to nie do nieba – ja mam za sasiadów stacje benzynowa i stadion pilkarski, wiec wyobraz sobie jakie okreslenia bezecne wylewaja sie czasem czarnym strumieniem z moich ust…

  4. “no nareszcie”?? Kim jesteś i co zrobiłaś z Anką??
    regularnie używam strasznych przekleństw za kierownicą. Nawet nie wiem jak to racjonalizować: może diabeł we mnie wstępuje? Bo normalnie takich słów nie znam. Czyli mówię językami.

    • no przepraszam, caly weekend nigdzie nie wstepowalam, w domu siedzialam.
      Ale ponn – piat. owszem, tydzien roboczy! ;)))

    • Żeby było jasne:
      UPAŁY SĄ I MAJĄ ZOSTAĆ!
      Ale deszcz w taką ciepłą pogodę ja bardzo lubię. A sucho już było przepotwornie – niech popada.
      (Burze też lubię, tylko bez wyrywania drzew i zrywania dachów).

Skomentuj konik garbusek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*