O MOSZNACH

Dziś powrót jednego z ulubionych wątków, którego dawno nie było, a przecież już koniec października, więc nie może być tak, że nic się w tym temacie nie dzieje. No więc dzieje się i otóż właśnie

PIEC SIĘ SPIERDOLIŁ.

Tak, ten nowy. Tak, grzał dobrze cały jeden sezon oraz wodę latem, a teraz zepsuł mu się zaworek, biedactwu!… Zepsucie zaworka powoduje, że ciepła woda nie idzie rurą do kaloryferów na górę, czyli NARESZCIE mam sypialnię jak generałowa Zajączkowa: lodowatą (acz bez licznych kochanków) – w moim wieku czas już na to najwyższy. Awaryjnie dogrzewam się flanelowymi piżamami (na szczęście mam ich sporo), mężem i psem.

Chyba nawet się nie denerwuję (N. bardziej; padło wiele gorzkich słów przetykanych kurwami wszelkiej maści na temat serwisanta, który był zrobić przegląd gwarancyjny i zainkasował parę stówek) – ot, po prostu – tłem mojego życia są psujące się piece. Człowiek przecież przez całe życie poszukuje stabilizacji i elementów pewnych i niezmiennych, jak życiowe kotwice – no więc moim pewnikiem jest popsuty piec. Mogłam trafić gorzej, w dodatku jeszcze nawet nie ma mrozu. A w ogóle przecież szaleje globalne ocieplenie, chociaż nie wiadomo, jak długo jeszcze potrwa, bo naukowcy przypadkiem odkryli jak wyprodukować alkohol z CO2.

No i tak sobie żyjemy. HEJ.

Na dodatek oglądam „Most nad Sundem” (wiem, wiem, wszyscy już dawno, a ja dopiero teraz) – bardzo zacny serial, ładna lekko autystyczna pani szwedzka policjantka Saga. Nawet N. się zainteresował, kiedy usłyszał dialog Sagi z partnerem, który przeszedł wazektomię, a ona do niego zadzwoniła i pełna dobrych chęci zagaiła rozmowę „Jak twoja moszna?”. No cóż, społeczeństwa skandynawskie są znane ze swojej bezpośredniości – nawet całkiem mi się podoba i czasem myślę, co by było, jak bym się związała z tym Szwedem, który się do mnie zalecał (jak byłam młoda i ładna oczywiście). To znaczy, nie mam złudzeń, że byłabym już dawno po rozwodzie, poza tym – TAM jest jeszcze zimniej, niż u nas, ale ludzie – i życie, tak w ogólności – w porządku.

A jak wasze moszny?…

23 Replies to “O MOSZNACH”

  1. U Ciebie PIEC? – a u mnie od początku października: kosiarka, maszynka do strzyżenia, odkurzacz, router, suszarka do włosów, blender, pralka (jeszcze stoi rozbebeszona) a dziś rano na nowej zmywarce wyświetlił się kod błędu E22- sugestia wezwać serwis…, piec też mrugał do mnie awaryjnym światełkiem ale się uspokoił. Aż boję się do domu wracać bo mam jeszcze trochę sprzętów….
    ps. dobrze że z moszną w porządku..

    • Może Wszechświat w ten sposób sugeruje, żebyś zagrał w totolotka? (Im więcej czytam o Wszechświecie, tym bardziej jestem przekonana, że to nieźle pokręcony drań).

  2. No i mnie się lekko za bardzo skojarzyło (cytata bodajże z książki harcerskiej 🙂 pt. “Zielone straszydło”:
    – Czy moszna przejść?
    -A prą cie bardzo…

    • No a ja nie czytałam harcerskich książek, mało tego, jak dostałam na jakieś imieniny “Ze 101 frontowych nocy” Przymanowskiego, to tatuś mój głośno krzyczał i rzucał tą literaturą. I teraz mam zubożały światopogląd!

    • I to jest Moszna na miarę naszych możliwości! My tą Moszną otwieramy oczy niedowiarkom.

      A myślicie, że skąd się taka nazwa wzięła? Bo ja myślę, że jakiś pan hrabia co seplenił zamówił sobie projekt pałacu i pokazali mu mapę włości:
      – To gdzie stawiamy ten pałac, Panie Hrabio?
      – O tu moszna.

Skomentuj ~Ania W. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*