O RYNNACH I GWOŹDZIACH

 

N. czyści rynny, bo już nam całkiem niezła kolekcja chwastów wyrosła na siatkach – krzaczki takie dorodne, aż szkoda że to nie marihuana, może by nas w „Super Expresie” sfotografowali, przecież każdy marzy, żeby być w Superku albo w Fakcie (ja raz byłam, ale tyłem i nieco rozmazana, więc mam zrozumiały niedosyt). Natomiast Szczypawka koniecznie chce zjeść to, co jest z rynien wyrzucane. Pyszna zgnilizna; obawiam się, że coś tam musiało zdechnąć i się rozłożyć, bo jakoś nie wierzę w jej nagły wegetarianizm.

Pozostając w temacie okołoszczypawkowym – miałam moment refleksji nad światem (kolejny), widząc w ofercie sklepu z karmami dla psów BUTELKOWANĄ WODĘ dla psów z acerolą. Prawie trzy złote półlitrowa butelka. Myślałam, że po wodzie „VODA” na lotnisku, w sklepie butelka za około 15 złotych (ale można było kupić wersję z kolagenem! Piłam później zwykłą mineralną z rozpuszczonym kolagenem z saszetki – pachniało jak woda, którą się wylewa z akwarium, żeby ją zmienić, i smakuje jakby się lizało rozmrażającą się rybę), już niewiele jest mnie w stanie zdziwić, a jednak proszę. Nawet nie wiem, co to jest ta acerola! Brzmi jak coś, co Chodakowskie i Lewandowskie jedzą na śniadanie z puddingiem z chia. I mój pies by chciał coś takiego?… Nigdy mi nie mówiła! Pewnie dlatego żre śmieci z rynny, bo ma braki aceroli w organizmie, biedactwo.

Natomiast babcia (lat 93, przypomnę dla uzyskania pełnego obrazu sytuacji) przerobiła już wszystkie reportaże i ludzkie dramaty, od sierotek gnębionych przez zakonnice do kryminalistów duszących konkubiny po piwnicach i w sobotę zażyczyła sobie książkę o nałożnicach Sulejmana. To się nazywa mieć eklektyczny gust. Gdzie te czasy, kiedy cała rodzina zaczytywała się „Przeminęło z wiatrem” i sagą rodziny Whiteoaków? I teraz muszę szukać nałożnic Sulejmana – chyba założę nowe konto w internetowej księgarni, pod pseudonimem, i już się boję, co mi zacznie wyświetlać reklama kontekstowa.

Oraz dobry dowcip mi przemknął: matka pakuje syna na wycieczkę.

– Tu masz spakowane chleb, masło i gwoździe.

– Po co?

– Jak to po co? Posmarujesz chleb masłem i zjesz.

– A gwoździe?

– Tu są. Przecież spakowałam!

15 Replies to “O RYNNACH I GWOŹDZIACH”

  1. mnie kiedys, kiedys (kiedy zaczely sie rozne wody z “wkladka” pojawac) zacukalo na widok “wody z tlenem”…No, ja orlem z chemii nie bylam, ale tyle, ze woda to H2O, a w tym O oznacza tlen, to pamietam… Ale moze teraz woda ma inny sklad i ten tlen trzeba tam dokladac, lejkiem moze, albo jakas rurka moze…
    O tych gwozdzach pomysle moze, jak bede sie do Barcelony pakowala;)

  2. Witaminę C prawie wszystkie ssaki (poza nietoperzem i świnką morską, no i naczelnymi) produkują sobie same w wystarczających ilościach. Spece od marketingu zaś bazują na słabym systemie edukacyjnym Polaków… A może to tak właśnie hula? Poucinajmy biologię dzieciakom, niech nie wiedzą za dużo, to za kilka lat wciśnie im się witaminkę C dla psów, szampon przeciw łysieniu i maść na ból dupy. I klient zadowolony, i PKB puchnie 🙂

  3. Acerola to witamina C – mama kazała mi łykać jesienią 😀
    Wiem, że vit. C pomaga psu na zapalenie stawów przy dysplazji. Ale chyba lepsza spirulina 😀

    • Acerola to owoc, inna nazwa to wiśnia z Barbados lub malpigia granatolistna, fakt – bogata w witaminę C, podobno lewoskrętną ( cokolwiek to znaczy).

  4. Mój syn właśnie jedzie na poligon (szkoła mundurowa), pakuje się sam ale nie wiem -może te gwoździe mu dołożę, kto wie co się przyda 😉

    • No TAK – żeby nie obwisało na twarzy oraz pod kolanami!
      Ale wypiłam dwie saszetki i wolę zjeść galaretę z nóżek. No chyba że ktoś lubi popijać z akwarium, to przecież nie zabronię!
      Może są jakieś atrakcyjniejsze smakowo wersje.

Skomentuj ~Agnisia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*