O HODOWANIU ODWŁOKA NAD POLSKIM MORZEM


Nad morzem byłam chwilkę. Wróciłam rozmarzona jak wąż boa po spożyciu oposa, bo pogoda się udała, woda była ciepła i w ogóle było tak mega wakacyjnie. Kulę sobie nawet przywiozłam z delfinem, tym bardziej, że takie kule są bardzo poręczne jako narzędzie zbrodni w razie czego.

Pojechaliśmy w czwartek po pracy, więc akuracieńko, jak zjeżdzaliśmy z autostrady w Trzcielu, dopadła nas burza z piorunami. Ale to taka, że co chwilę niebo się robiło całe białe, i tak do trzeciej w nocy, w lejącym deszczu i te pioruny. Myślałam, że jak dojedziemy na miejsce, to wszyscy padną spać w ubraniu, a kierowcy to być może nawet nie dopełzną do łóżek, ale adrenalina to fajna sprawa. Siedzieliśmy do szóstej rano, gapiąc się na resztki burzy, świt i pijąc wino. Spać poszliśmy dopiero, jak już był dzień pełną gębą.

Niby trochę popadało, ale tak w sumie to było piękne słońce i upał! A ja spakowałam barchany i ciężkie buty na deszcz, więc przechodziłam cały pobyt w jednych sandałkach, a lżejszą garderobę musiałam dokupić na miejscu (no dobra, jedne bojówki 3/4). 

Jednego dnia poszliśmy na spacer świnoujską plażą do wiatraka, okazało się, że tam morze nawet kilkanaście metrów od brzegu jest płytkie, o płaskim dnie, i idzie się kilka kilometrów dnem takiej płytkiej laguny, woda jest nagrzana słońcem, po prostu jak na Karaibach jakichś. Weszłam do Bałtyku DO KOLAN! To rekord zanurzenia chyba od studiów (wtedy po raz ostatni wlazłam cała, ech, młodość). W dodatku na dnie leżały sobie flądry, lekko przykryte piaskiem i zadowolone, że ich nie widać – kolega złapał jedną gołymi rękami. One chyba jednak są głupie. Ale ładne – w kropki. I smaczne (nie, TEJ akurat nie usmażyliśmy).

Przy promenadzie można się hucznie zabawić, rozrywek jest co niemiara, od spożywczych po kulturalne – można np. zjeść frytkę tornado (robioną na miejscu ze świeżych ziemniaków), albo jak Jezus pochodzić po wodzie, tylko że w plastikowej kuli. A także pojeździć na zwierzątkach na kółkach – w tym na jednorożcach. Cały numer polega na tym, że aby to zwierzątko jechało do przodu, to trzeba na nim wykonywać ruchy coś a la frykcyjne. Przepiękny widok – małe puchate blondyneczki z loczkami ujeżdzające jednorożca na środku promenady. Naprawdę, jakiś zwyrol pierwszej wody to wymyślił. 

No i jedliśmy precle, za co Zebra chce mnie zabić. U Niemców w sklepie mają takie zamrożone precle z surowego ciasta, co się je wrzuca do piecyka na 15 minut, wyjmuje gorące, pachnące jak nie wiem co i pożera z masełkiem. Kiedyś je razem jadłyśmy i od tamtej pory Zebra ma świergolca na punkcie precli. No i pojechała na urlop i dzwoni do mnie:

– Słuchaj. Jest słabo. NIE MA PRECLI!

Trudno. Nie ma, to nie ma. Wróciła, pojechałam ja, wchodzę do Sky’a i co widzę w zamrażarkach?… Dzwonię do Zebry.

– Nie wiem, jak ci to powiedzieć… Ale kupiłam precle!

– Nienawidzę cię – odpowiedziała zwięźle Zebra.

Na pocieszenie dodam, że zanim przyjechaliśmy z tymi preclami do domu, to one się już rozmroziły i zlepiły w takie jedno wielkie ciastowate kłębowisko, rozdzielałam je jak chirurg bliźnięta syjamskie (a raczej ośmioraczki syjamskie) i wyszły dość pokraczne, ale były pyszne (sory, siostra). Poszła z nimi kostka masła, więc zawsze zostaje przewaga moralna – nam rosły dupy, a Zebrze nie.

Polskie morze jest urokliwe. Ma swój niepowtarzalny klimat. Dlaczego sprzedają na straganach dmuchane najeżki – tego nie wiem, ale jest fajnie i kropka. 

Czy urosła mi dupa od miejscowych specjałów?… No bbba!


0 Replies to “O HODOWANIU ODWŁOKA NAD POLSKIM MORZEM”

  1. To prawda, że polskie morze jest urokliwe, i jeszcze te piękne plaże! Od pobytu odstrasza mnie jednak pogoda i jak słusznie zauważyłaś w notce o skargach wakacyjnych poziom usług w stanie mocno embrionalnym. W sumie to trochę przykre bo Bułgarzy, Rumunii i Gruzini dość szybko uczą się co zrobić, żeby turysta był zadowolony i do nich wrócił. Ciekawe, kiedy nad Bałtykiem się tego nauczą.

  2. Widziałam ja właśnie te frykcyjne konie i jednorożce (obawiam się, że plaga sięga znacznie dalej na wschód od Świnoujścia) i nie pojmuję zamysłu artystycznego twórcy, ale podzielam zdanie, że widok to zaiste bezcenny, jak maluchy pomykają na owym czymś, jakby ów specyficzny ruch, którego zabawka wymaga wyssały już z mlekiem matki 😉

  3. byłyby same Społemy to byłoby prościej, a tak człowieku męcz się i móżdż jak wymówić nazwę sklepu, do którego cię przywiało

  4. Równie zajebiste i dające po uszach co “w LIDRZE” jest… “w DŻYSKU”.
    Zasłyszane własnousznie w markecie typu JYSK – “Kochanie, niedługo będę, bo wstąpiłam do DŻYSKU”

  5. Ha! Niemieckie precle sa dostepne w polskim Lidlu (lub jak kto woli w LIDRZE, slowo daje, ze mozna tak odmienic- stoje kiedys przy kasie, facet za mna odbiera telefon i mowi “Dobra kochanie, zaraz bede, w LIDRZE jestem..”) No wiec w Lidrze sa precle, mrozone oryginalne niemieckie w czasie tych tematycznych tygodni, a najczesciej na Oktoberfest, czyli na przelomie wrzesnia i pazdziernika. Niech sobie Zebra na zapas zakupi;)

  6. chciałam napisać, że przez to porównanie nie mogę się przestać śmiać od 15 minut ale zjadło mi komentarz…to pewnie jakiś inny zazdrosny wąż!

  7. No NIE ROSŁA mi dupa, nie. Chudła po wcześniejszych gofrach, którymi zajadalam rozpacz z powodu braku precli.
    (co nie zmienia faktu, że Ci tych precli nie zapomne :P)

Skomentuj Paulina Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*