I tak sobie siedzę na tarasie, jak wielki, tłusty termit, robię nic (dobra – robię na szydełku i czytam nienachalne romanse). A dookoła, ze wszystkich krzaków, WSZYSTKICH, dobiegają mnie odgłosy intensywnego rozmnażania. Serio, pod KAŻDYM krzakiem coś… ekhm… flirtuje. Energicznie i z odgłosami. Normalnie czuję się jak cieć w amerykańskim koledżu. A jeden dziobak siedzi na gałęzi i drze na mnie mordę, gdyż oto zamierza się wprowadzić do dziupli naprzeciwko tarasu, a ja mu PRZESZKADZAM. Krępuje się, jak tak siedzę na tarasie i się na niego patrzę, a przecież ON TU MIESZKA. A przynajmniej za chwilę będzie.
Zawsze mówiłam, że przyroda mnie denerwuje, bo jest taka ROSZCZENIOWA.
Zrobiłam botwinkę i wyszła straszna – jakaś taka szaropomaranczowa. Moja mama ani babcia w życiu nie ugotowały takiego bełta!… Ich botwinki zawsze miały śliczny amarantowy kolor. Miałam ochotę wziąć garnek, na brzegu rzeki usiąść i płakać, czego nie zrobiłam z wrodzonego lenistwa – do jakiejkolwiek rzeki jest ode mnie jednak kawałek (a jeszcze w taki upał z garnkiem pełnym pomyj!). Po czym ta cholera ostygła i zrobiła się śliczna i różowa. Nic już nie rozumiem, najwyraźniej moja botwinka ma opóźniony zapłon. Zupełnie jak ja.
A w Santiago 14 stopni i leje, i tak do końca tygodnia. Przynajmniej raz w życiu moje lenistwo okazało się pożyteczne.
Czytam, szydełkuję, piję herbatę i zazwyczaj jeszcze rozwiązuję sudoku albo oglądam jakiś serial :)))))))
ale…nie robisz tego jednoczesnie???czytasz I szydelkujesz?
Puść parę co to za harlekiny czytasz-)))))))))))))ahahahaha no Baśka,ROMANSE?!?!?ale jak to “falujące łona” i “drżące lędźwia”?pooooowiedz plizzzzz:-)))))))))))))
A czy jest naukowe wytłumaczenie na to, że u Barb na drzewie siedzi dziobak? 😉
A niektórzy tu pracujom!…
Ale tylko do 15:00 😉
… musi być na to jakieś naukowe wytłumaczenie. A może to tężejący Tłuszcz w stygnącej botwince zapewnił ten super kolor???
A MOŻE KUCYKI PONY???