DWA DNI Z ALMODOVAREM


…czyli "po co komu mąż, kiedy jest DVD".


Lubię puzzle, a filmy Almodovara to trochę takie puzzle. W każdym filmie są szczególiki nawiązujące do innych filmów. FIlm, który kręci reżyser w "Przerwanych objęciach" to przecież "Kobiety na skraju załamania nerwowego". Przyjaciółka Leo z "Kwiatu mojego sekretu" jest pielęgniarką – specjalistką od transplantologii jak bohaterka "Wszystko o mojej matce", a jedna z powieści Leo to przecież scenariusz "Volver". Nieznośna matka Leo chce uciec z Madrytu na wieś, zupełnie jak w "Czym sobie na to wszystko zasłużyłam" (w dodatku to ta sama aktorka), a na wsi mieszka w tym samym domu, który zagrał w "Volver" (w dodatku to ta sama aktorka). 


Tylko na litość Boską, o co chodzi w "Pośród ciemności"????? Przepraszam, ale ja odpadłam w momencie, kiedy Carmen Maura karmi tygrysa i gra mu na bębenku, żeby – cytuję – przypomniała mu się Afryka. " A TIGER? IN AFRICA?" – że tak pozwolę sobie zacytować Pythonów, a poza tym strasznie się pogubiłam w tych ciemnościach. Może ten kwas, który brała siostra Mierzwa, przeniknął mi do mózgu przez osmozę, a może po prostu osiągnęłam masę krytyczną Almodovara i wywaliło mi bezpiecznik.


I wzruszyłam się na "Przerwanych objęciach" (nie, nie losem Penelopy Cruz, akurat Magdalena w ogóle mnie nie wzruszyła), kiedy uciekli na Lanzarote. Ja te wszystkie miejsca znam jak podszewkę własnego żakietu! El Golfo – czarna kamienista plaża ze skałą o dziwnym kształcie, dalej jest zjadliwie zielone jeziorko. Rzeźba Cezara Manrique na rondzie – te obracające się kule; Playa Famara!… Gdyby nie to, że za pięć (słownie: pięć) dni jedziemy na Fuerteventurę, to bym się zdenerwowała. A tak, to się wzruszyłam.


A N. się zdziwił. Nie wiem, dlaczego – w końcu to on mnie zostawił samą na cały weekend, a później nie rozumie, dlaczego kiedy wraca, to ja akurat spędzam czas w towarzystwie Agenta Smitha, przebranego za żyrandol.


(Tak, "Priscillę, królową pustyni" też sobie obejrzałam; to najśmieszniejszy i najpozytywniejszy film świata: "Ładny pies, jak ma na imię?" – "Opryszczka").



0 Replies to “DWA DNI Z ALMODOVAREM”

  1. O boze – Posrod Ciemnosci to jest Bad Habits?!
    A to akurat jeden z moich ulubionych Almodovara.
    Natomiast staszliwie sie wymeczylam na Skin. A tak czekalam… Mam chwilowy odrzut do niego.

  2. Barbarello, a widziałaś pierwszy długometrażowy film Almodovara “Pepi, Luci, Bom Y Otras Chicas Del Monton”? Polecam, klimat nieziemski:)

  3. I Elling!

    Hehe, lubię “kiepskie i pozytywne” filmy bez wywalania bebechów. Ale czasami też człowiek ma się ochotę tak… unurzać w jakimś wyżymaniu…

  4. Zdziwienia są bardzo wskazane, szczególnie w stałych związkach. Gdybyś cały weekend samotności przesiedziała w ciasnych sztybletach (i ze ściśniętym sercem;-)) N. nie miałby żadnej niespodzianki.
    A pierwsze skojarzenia z hasłem pozytywny film to „Włoski dla początkujących” i „Rzymskie wakacje”;-).

  5. Ja nic nie polecam, bo gdzieżby tam i jeszcze by czego. Ale jak słyszę pozytywny film, to pierwsze co mi na myśl przychodzi to “Sztuczki” Jakimowskiego. Co prawda ludzie występujący w tym filmie są bardzo przyziemni i ich problemy takież – no np. nie mają problemów z tożsamością płciową, seksualizmem, nsrkotykami, promiskuityzmem ani chociażby koprofagią. Nie do uwierzenia – wiem. Zapewne rezyser zwyczajnie nie umiał z nich tego wydobyć, tej czarnej mrocznej prawdy, która tkwi w każdym człowieku (a zwłaszcza kobiecie) i czeka na wydobycie i pokazanie we właściwym świetle. Nie umiał pokazać ich najtajniejszych pragnień. Almodovar może by umiał. Wyciągnąłby im podświadomość na drugą stronę i przepuścił przez wyżymaczkę i maszynkę do mięsa. Jakimowski nie zdołał uporać się z tym wyzwaniem postwspółczesności. Więc film kiepski. Ale pozytywny.

  6. Ja “Posrod ciemnosci” obejrzalam jako pierwsze jakos 136 lat temu, kiedy Almodovar byl malo znanym rezyserem. I musze przyznac, ze jako wychowanka klasztornej szkolki, pokochalam ten film miloscia gleboka i bezbrzezna.

    Czy ta moja szkola miala duzy wklad w narodzonej wtedy milosci? Teraz z perspektywy czasu trudno to okreslic. Ale cos musialo byc w samym filmie, ze potem sledzilam i zachlannie ogladalam wszystko pana Pedro.

    Po latach obejrzalam ponownie i juz nie zrobil takiego wrazenia jak za pierwszym razem ale… stara milosc nie rdzewieje.

    Sam seans filmu byl mocno odjechany. Mala sala kinowa z lektorem czytajacym liste dialogowa “na zywo”, przy stoliczku z lampka.
    W pewnym momencie slychac bylo sam hiszpanski i glos lektora “przepraszam panstwa ale sie zgubilem. odnajde sie w nastepnej scenie”.

Skomentuj Gosia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*