NA ŚWIECZKĘ, CO ZGASŁA, NA POCIĄG DO MASŁA…

 

Nie będę modnie ubrana w tym sezonie.

 

Po pierwsze – samej mi się nie chce chodzić po sklepach, a mój mąz odmawia współpracy, albowiem mdleje. Natychmiast po wejściu do sklepu – MDLEJE. Brakuje mu tlenu, ciężko oddycha, ma migotanie zastawek, oczy mu się wywijają do góry. Nie ma mowy, żeby w jakimkolwiek sklepie odzieżowym spędził więcej niż 30 sekund. Zapaść tlenowa i koniec.

 

A SIOSTRA MA MNIE W DUPIE I NIE CHCE JEJ SIĘ ZE MNA ISC NA ZAKUPY (tak, Zebra?).

 

Po drugie.

Nawet, jak mi się coś spodoba, to od razu spotykam się z ostra krytyką.

 

Na przykład, ostatnio w Zarze wyrwał mi z ręki takie piękne jedwabne turkusowe MOTYLEM JESTEMMMMMMMMM! – co już prawie niosłam do kasy. Normalnie obalił mnie na ziemię, wyrwał wieszak i kazał się popukać w głowę ("No chyba oszalałaś!").

 

Choć był to kolorystyczny incydent, bo mnie zwykle ciągnie w kierunku zestawień czarno – białych i ecru.

 

Tak, moje przyjaciółki to barwne motyle, a ja jak ta kuchta. Względnie parzygnat.

 

Po trzecie.

Miałam ostatnio odczucie silnego deja vu, przymierzając beżowe spodnie w Mexxie. COŚ MI ONE PRZYPOMINAŁY. Męczyło mnie i męczyło.

 

Po powrocie do domu okazało się, że przypominają mi one parę spodni, która wisi sobie spokojnie, nie wadząc nikomu, na wieszaku. I cierpliwie czeka na natchnienie paniusi.

 

Wnioski:

– nie mam się w co ubrać,

– nie mam z kim iśc do sklepu,

– kupuję w kółko to samo od lat.

 

I chce mi się spać. O.

 

12 Replies to “NA ŚWIECZKĘ, CO ZGASŁA, NA POCIĄG DO MASŁA…”

  1. Laura Lippman nieźle straszy.
    Richard Montanari. Kathy Reichs też.

    No z klasyków to Patricia Cornwell i Jeffrey Deaver.

    A tak najbjardziej straszna to jest “Kraina traw”.

  2. Baśka! Możesz mi polecić jakieś kryminały, ale takie NAPRAWDĘ dobaniasię? Bo ja póki co tylko Christie i Christie, i coś bym spróbowała nowego, a wiem że Ty się lubujesz 😉
    Ale najlepiej żadne nowości, bo w bibliotece nie znajdę 😉

  3. Siostra cie nie ma w dupie, moja kochana. Siostra robi sobie zakupy PRZY OKAZJI i trudno, zebys zawsze byla pod reka. Natomiast, przypomniec ci, co mi poiwedzialas na moja propozycje: “to przyjedz do Warszawy w sobote i pochodzimy”? No?, NO????

    Ja zabieram swojego chlopa na SWOJE zakupy, bo jest niezrownany w doradzaniu i potrafi przemowic mi do rozumy jak chce sobie w amoku glupote jakas kupic. Najczesciej okrasza to takim komentarzem, ze rycze na glos ze smiechu na cala przymiezalnie. Acz, nie powiem czasem nie ma humoru na zakupy i wtedy klasyka, wywalanie bialek oczu, poty i zapasc. 🙂

  4. pisalam “gdy idziesz na SWOJE zakupy”, co innego jest kupowanie spodni męzowi, co innego sobie, Ty sama raczej wybierzesz dobre, On – jak ostatnio pisalas, niekoniecznie 🙂
    wieszanie prania to zajęcie na ok.10 minut, na zakupach zas mozna spędzic 10h, poswięcenie nieporównywalne
    widze co tydzien pary chodzace na zakupy ciuchowe i naprawde tej rozpaczy w meskich oczach nie da sie z niczym porównac, a kobiety szlag trafia “czemu on mi nie pomoze tej cholernej bluzki wybrac?!”, nie pomoze, bo nie jest do tego stworzony, lepiej niech ogrodek w tym czasie skosi
    uffff….

  5. To co – mam mu sama garnitury kupowac?…
    Ja tez nie lubie, ale w naszym klimacie na golasa się nie da, zwłaszcza do pracy.
    Oraz mam dla ciebie, Alex, zagadkę logiczną: obydwoje nie znosimy wywieszać prania z pralki. Co proponujesz? 🙂

    Benia, ty mozesz miec rację!…

  6. Naprawdę nie wiesz ?

    BO TAK. 🙂

    Swoją drogą niby nie chodzi, a motyla wyrwał. No ja się nie dziwię w sumie bo turkus z białymi spodniami to średnio się komponuje 😉

  7. Naprawdę nie wiesz ?

    BO TAK. 🙂

    Swoją drogą niby nie chodzi, a motyla wyrwał. No ja się nie dziwię w sumie bo turkus z białymi spodniami to średnio się komponuje 😉

  8. podziwiam kobiety, która na “swoje” zakupy ciagną męzów, niby w czym on ma pomóc? we wkurwianiu? bo on chce do domu? jesli jakaś czyność komus nie odpowiada, to po cholerę go to tego zmuszać?

  9. Jak byłam w podstawówce, wszystkie moje koleżanki z klasy nosiły fiolety, a mnie mama uparcie pakowała w kolory ziemi :] Cierpiałam wtedy, oj cierpiałam. Teraz wychodzę na zakupsy z postanowieniem, że kupię coś w “żywych” kolorach (- Mówię ci Michał, kupię sobie czerrrwoną bluzkę albo lepiej taką wściekle zieloną), no wychodzę, a wracam… z czymś w kolorze siatki maskującej :] chyba już nie będę motylem, do diaska 😀

Skomentuj kłamca => alex Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*