NIEKTORZY LUBIA GOTOWAC, JA – NIEKONIECZNIE

Chwilami wydaje mi się, ze jestem genialna, a chwilami – ze glupia cebula.

Wczoraj na przykład postanowilam zrobic na kolacje chrupiace bułeczki do salatki z tunczyka. Banalne to zadanie polegalo na przekrojeniu buleczek sprzed 2 dni (ja nie jestem taka, jak WSZYSCY faceci, którzy pozbywaja się bułeczek i żon, kiedy tylko przestają byc chrupiące) – wiec, przekrojeniu, posmarowaniu masełkiem i przyrumienieniu w piekarniku. La la laa – łatwizna. Wpakowałam bułeczki do piekarnika, ustawilam dzyndzel na 10 minut i poszlam przypilnowac N., żeby nie zjadl w tym czasie poduszek na fotelach albo pilota do TV. Bo z nim nie ma lekko – kiedy jest glodny, to DRŻYJCIE, NARODY – ma być JEDZENIE i ma być JUŻ. “Zrob mi kanapke NATYCHMIAST”.

Po 10 minutach bułeczki blade. Tylko masło się roztopiło.
Po nastepnych 10 minutach – nadal NIC, tylko N. coraz bardziej nerwowy.
Mija nastepne 5 minut, z buleczkami nic się specjalnie nie dzieje, N. tupie, dzwoni widelcem i generalnie CIERPI i domaga się pokarmu.
O wy france – pomyslalam sobie – to ja was tu podciągam z kategorii “czerstwe pieczywo” do kategorii “luksusowe zarcie”, a wy TAK mi się odwdzieczacie? NA MAKSA JE! – przekrecilam temperature, podwyzszylam ruszt i ustawilam dzyndzel na minut TRZY.

Po rzeczonych trzech minutach przybylismy do kuchni. Otwieram piekarnik, z którego… BUCHA SIWY DYM. N. zaczyna rechotac (ale NERWOWO) a ja przekonuje się, ze kazda bułeczka pokryta jest polcentymetrowa warstwa WEGLA KAMIENNEGO i zaczynam płakać.

– DAWAJ! – mowi bohatersko N. – ja je ZJEM. Ja… ja takie… eeeeeee… LUBIE!

Jednak KOCHA – pomyslalam sobie – jak by NIE KOCHAL, to by mnie tu UBIŁ NA MIEJSCU nożem do filetowania i pobiegł na piccę. Tym bardziej nie mogę mu tego wegla dac, chociaz podobno ZDROWY.

Żeby nie trzymac nikogo w napieciu, bułeczki się zjadlo, ale po uprzednim usunieciu warstwy skamienieliny kopalnej przy pomocy tarki do jarzyn. Mowilam, ze miewam przeblyski geniuszu.

Niestety przebłyski.

PS. A Mloda Zebra sprzedala mi w sobote swietne okreslenie “dostać kołtuna” – “Dostałam kołtuna na bransoletke na nodze. Musialam natychmiast kupic, żeby kołtuna odpędzic”. No już ja cos wiem o kołtunach i ich odpedzaniu 🙂

0 Replies to “NIEKTORZY LUBIA GOTOWAC, JA – NIEKONIECZNIE”

  1. Smacznego zycze:) moze nastepnym razem kup takie gotowe “coeple” bułeczki anie kombinuj:) ja pozostaje przy zupkach z proszku:) pozdrawiam serdecznie i zycze wtrwałosci:) kiedy masz urodzinki? kupie ci ksiazke kucharska:)

    p.s; po ponownym przeanalizowaniu: to wina faceta- bo cie popedzał:) buziaki:*

  2. a na ten przyklad moja zona smaży wspaniale kotlety. najbardziej w nich lubie te warstwe miedzy spalonym a surowym, no zajadam sie po prostu

Skomentuj b-er Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*