CAŁEJ PRAWDY NASTĘPNY KAWAŁEK

W niedziele N. wstal i posprzatal. W zwiazku z czym oglaszam, ze zakochalam się w nim po raz nie policze który. WSTAL I POSPRZATAL – miał kaca, wiec wstal i posprzatal. Jezu.

Ja najpierw zjadlam aspiryne, która popilam herbata z kubka, przechylanego na stole ZĘBAMI. Bo rak jakos nie moglam skoordynowac.

Pozniej powlokłam się do salonu. Prawie posprzatanego, tylko na kredensie lezala MASAKRA.

Zastanawialismy się chwile, KTO MOGL BYĆ TAK PERWERSYJNĄ ŚWINIĄ, żeby COS TAKIEGO zrobic niewinnemu, bialemu cukierkowi Rafaello – no CO MOGL ZAWINIC CUKIEREK?… No ale w moim stanie nie moglam zbyt dlugo skupiac uwagi na jednym przedmiocie.

Dzis dostaje mesydz od Marcela.

“HEJ! A pamietasz jak zrobilem z FERRERO ROSZE model pojazdu ALIENA? I JAK ALIENA ROZSADZILO?…
NO WEŹ! Przeciez trzy razy pokazywalem ci rozplaskanego Obcego!”

PS. W ogole dzis dostaje duzo mesydzow zaczynajacych się od “TY! A PAMIETASZ, JAK…” – i glownie nie pamietam. Nie pije Alkoholu Do Konca Zycia.

ZA MOJE CIASTKO

W sklepie naprzeciwko miejsca, w którym codziennie przez minimum osiem godzin dokonywany jest na mnie udój intelektualny, mają znakomite ciastka z kwaśnymi wiśniami. Już wpadlam w nalog i zaczynam dzień od filizanki Nescafe z tym ciastkiem. Z wiśniami. Pozniej może być co chce, ale WIŚNIE RANO BYĆ MUSZĄ.

Dzis rano stoje sobie w sklepie i jedno, co mam przed oczami, to ta kawa przy moim biurku, parująca, i to do niej pasujące ciastko. Od kawy dzieli mnie jakies kilkaset metrów, od ciastka – jedna pani. W kapelutku.

– Poproszę… – mówi pani w kapelutku – poproszę ten… soczek?…
– TEN SOCZEK? PANI ZOSIU ZLOTY CZTERDZIESCI CO JESZCZE?
– To ja jeszcze poproszę… Hmmmm… poproszę… eeeeeeee…

(Ja: Moje ciastko moje ciastko moje ciastko… )

– Eeee… to poproszę… kefirek…
– SOCZEK KEFIREK I CO JESZCZE?

(Ja: MO JE CIAS TKO, MO JE CIAS TKO)

– Ekhm…. do kefirku tooooooooo… to ja poproszę… Hmmmmm…

(JA – na melodię skoczną – “WYJĄŁ Z TORBY DŁUGI NÓŻ I PRZEKROIŁ BABĘ WZDŁUŻ!”)

– Nooooooo to ja poproszę… hmmmmm ekhm ehemmmm… Jednego pomidorka!

(JA: NO i MAM NADZIEJĘ, że dostaniesz sraczki!)

W dodatku płaszczyk jej smierdział molami.

I bądź tu, człowieku, HUMANISTĄ od samego rana.

ELEKTRONICZNY WIELBICIEL

Maila dostalam z instytucji pod nazwa “SOMEONE LIKES YOU” i w tym mailu było napisane, ze ktos mnie UWIELBIA i mam tylko kliknac, a dowiem się kto.

BA! – pomyslalam sobie i oczywiście natychmiast pognalam pod zalaczony adres.

Mój entuzjazm, niestety, zostal wystawiony na probe, ktorej nie przeszlam. Żeby się mianowicie dowiedziec, kto za mna szaleje, musialabym wypelnic skomplikowana ankiete personalna i odpowiedziec na około 300 glupich pytan, przy czym na kazde MUSZE odpowiedziec, bo jak nie, to wywala mi okienko z informacja, ze dane sa niekompletne.

A GOŃ SIĘ – pomyslalam sobie czule pod adresem serwisu i odlozylam sluchawkę. To jest, maila odlozylam. W sensie – ZAMKNELAM, bo nie lubie się uzerac z przydlugimi formularzami.

No i teraz dostaje trzy maile dziennie z informacja, ze wielbiciel mi usycha, a ja nie dokonczylam rejestracji. Troche mnie ponioslo i na czwarte przypomnienie napisalam barokowa odpowiedz (wiem, wiem ze tego nikt nie czyta, no WIEM, ale to było silniejsze ode mnie!), gdzie i w jaki sposób aministrator może sobie wlozyc kody ZIP oraz informacje, co lubie uprawiac w ogrodku.

Niewykluczone, ze np. za kilka dni dopadnie mnie depresja, w wyniku ktorej dojde do wniosku, ze już NIKT na calym swiecie, NIKT mnie nie kocha, nie lubi, nie chce na mnie patrzec i nawet wlasny pies odwraca się do mnie kudłatym tyłkiem, i będę pisac rozpaczliwe listy do administratora z przeprosinami i błaganiem o umozliwienie mi dokonczenia rejestracji. Kto wie. Może się tak zdarzyc. Kazdej kobiecie się przytrafiaja takie dni. Reka do gory, ktorej się nie przytrafiaja. Nie widze.

I teraz już wiem, skad się bierze rosnaca liczba starych panien: WINNE SĄ ZBYT UPIERDLIWE SERWISY INTERNETOWE!

PS. Dystrybutorzy filmow na DVD zaczynaja przechodzic sami siebie. Dlugosc “Ataku klonow” to około 2,5 godziny. Łączna dlugosc wszystkich dodatkow na plycie – 6 godzin.

DISNEY vs WARNER BROS :)

Bo ja tak naprawde to nie lubie Disneya.
Te Disneyowskie zwierzatka sa takie DOBRE i KOCHANE i narysowane taka grzeczniutka kreska, i tak się wdziecznie ruszaja. Nawet jak ktores jest ZLE I PODLE, to wymyte, uczesane, grzecznie PODŁE i humanitarnie PODŁE.

Nic to, ze na “Krolu Lwie” ryczalam od pierwszej do ostatniej minuty i wyszlam z kina jako najbardziej zasmarkana osoba, wliczajac trzylatki. Nie przepadam za Disneyem i już.

CO INNEGO WARNER BROS 🙂

Zwierzatka Warnes Bros sa chamskie i maja poczucie humoru jak stutonowa lokomotywa. Wiekszosc kotow jest BRUDNA, ze nie wspomne o skunksie – erotomanie. Podkladaja sobie bomby, leją się deskami, wiekszosc zagran jest nie fair (no ludzie! Biednemu Kojotowi wybucha zawsze zawleczka!). Dlatego UWIELBIAM zwierzatka Warner Bros.

PODOBNO – tak slyszalam – jest jeden odcinek, w którym Kojot dogania tego cholernego Strusia – Pedziwiatra i spuszcza mu TAKIE manto, ze proszę siadac. MAM NADZIEJE, ze kiedys go zobacze.

A w ogole to chetnie bym zobaczyla filmik, na którym zwierzatka Warner Bros naparzaja te wszystkie disneyowskie Bambi z zakreconymi rzesami i grzeczne sloniki Dumbo – tylko tak porzadnie, dechą z gwozdziami na przykład. Ksiezniczkom i Kopciuszkom tez by sie moglo dostac.

Sedziowac powinna ta kotka, co zawsze jest napastowana seksualnie przez Pepe Le Swąda 🙂

NIEBIESKIEGO RAZ!

Chyba się w czoraj zakochalam w takim jednym Aktorze.
Aktor jest porosniety seledynowym futrem w fioletowe kropy, ma ogon, rogi i taki SZCZERY USMIECH – czyli to, co my, dziewczyny, u chlopakow lubimy najbardziej.
I w ogole CUDNY jest.

Wcale się nie dziwie, ze “Potwory i spolka” pobily wszelkie rekordy sprzedazy. Wcale. No ten niebieski jest po prostu…

KOTEK 🙂

NIC MI SIE NIE CHCE

I know I stand in line until you think you have the time
to spend an evening with me

And if we go some place to dance I know that there’s a chance
you won’t be leaving with me

Then afterwards we drop into a quiet little place
and have a drink or two

And then I go and spoil it all by saying something stupid
like “I love you”

I ja to wole w wykonaniu Sinatrów.
I dzis jestem bardzo ANTY.

JAK BARDZO SIĘ MYLILAM W KWESTII ARBUZA

Drogie Panie!
Przepraszam za wprowadzenie w blad.
Niestety, “Arbuz” należy do kategorii “dobrze żarło i zdechło”.

Niech mi będzie wolno powiedziec tylko tyle, ze:
– glowna bohaterka chudnie i wylaszcza się w ciagu kilku dni
– podrywa faceta, który wyglada jak wysportowany efeb i jest inteligentny, odpowiedzialny, z poczuciem humoru i 5 lat od niej mlodszy
– wspomniany facet leci na porzucona mezatke z malenkim dzieckiem, chociaz ma do dyspozycji stada drapieznych 17-latek, otaczajacych go zwartym tlumem
– jest swietny w lozku i – co kladzie cala, absolutnie cala fabule – ma wiekszego niż maz – drań

Sypie glowe popiolem. Od dzis zabieram się za przewodniki po Wielkiej Brytanii.

MŁODA, PORZUCONA – ZNAKOMITA

I FIUU!!… I polecial. Jeszcze tylko narobil dymu z koszulami, bo okazalo się, ze Kolacja będzie Bardzo Bardzo Uroczysta i trzeba zapakowac te ze spinkami.

Czy zostawil mnie samą? TAK.
Czy będę się NUDZIC?
NIE 🙂 Przy lozku NADAL stoi ta butelka z portugalskim winem, a wczoraj nabylam “Arbuz” Marian Keyes i po pierwszych 130 stronach jestem MILE rozczarowana.

Bo recenzje standardowe: “Mloda matka porzucona przez meza tuz po narodzinach ich pierwszego dziecka. PS. Z nadwagą”. Na jesienne niepogody (a wlasciwie ZIMOWE, nie ma się co oszukiwac)- doszlam do wniosku – NIE MA JAK SWIEZO PORZUCONA mloda matka z nadwagą! I pobieglam kupic.

W jednej ksiegarni – nie było.
W drugiej ksiegarni – nie było ksiegarni.
W Empiku – dlaczego OD RAZU nie poszlam do Empiku? Niezbadane są sposoby myslenia KOBIET, tajemnicze nawet dla nich samych – JEST!

W dodatku trafila mi się wyjątkowa dziewczyna w kasie. Nie dosc, ze usmiechnięta, nie dość ze sympatyczna (NO – w TAKI DZIEN?), to jeszcze zaczela ze mna gadac o ksiazce. N. tak ma, ze dokad by nie poszedl – bank, kawiarnia, ksiegarnia, sklep z plytami – to się ze wszystkimi zaprzyjaznia. Strasznie mu tego zazdroszcze, bo ja jestem sztywnawa, ale dziewczyna w EMPIKU wziela mnie z zaskoczenia i nie jestem pewna, czy nie zostalysmy kumpelkami na cale zycie.

Ale ja o ksiazce. Jest napisana w taki specyficzny sposób, “rwanymi” zdaniami, ale kupilam historie glownej bohaterki w momencie, kiedy – w domu rodzicow, zalamana, z malenkim, calkiem nowym dzieckiem – doszla do wniosku, ze DALEJ NIE DA RADY – musi sobie chlapnąć. I zaczyna szukać wódy po calym domu 🙂 W koncu obalają z siostrą – hipiską butelke wina w kuchni.

Poza tym, okazalo się, ze NIE TYLKO JA tak mam z bagażami na lotnisku 😉

Hmmm… Czyli jeszcze tylko 9 godzin z ogonem i “Arbuz” 🙂

PS. HANKA – bo ta mloda porzucona, jej siostry i rodzice TO IRLANDCZYCY 😉

KATARY, PSY I OGOLNE ZDENERWOWANIE ZIMĄ

Wczoraj do godziny 16.00 N. tylko skrzypiał, a jak zadzwonil do mnie po 16.00 to już bulgotal jak spory indor. Trzeba go było zapakowac pod koldre z wielblada, a ja zrobilam po rodzinie sonde dotyczaca przeziebień u mężczyzn. Poradzono mi, ze na meskie przeziebienia dziala:
– wódka
– czosnek, duzo czosnku (mój tata)
– krem z zoltek, miodu i spirytusu
– wódka
– wódka z pieprzem
– inhalacja jakims mentolowym swinstwem
– smarowanie amolem
– wódka
– miód z cytryną i wódką
– herbata z miodem, cytryną i wódką
– wódka z cytryną, miodem i pieprzem
– pieprz z wódką
– wódka z czosnkiem

Jak wiadomo, mezczyzna przeziebiony zaraz umiera. To jest, lezy i mowi co chwile: “UMIERAM! Przynies mi… (lista zyczen) BO UMIERAM!”. N. wczoraj zatem lezal i spektakularnie UMIERAŁ (bardzo grzecznie, musze przyznac, nie był meczacy, czytal sobie Off-Road i od czasu do czasu trąbił jak albatros), a ja… A JA NURZAŁAM SIĘ W ROZPUSCIE.
Przyniosłam sobie do lozka portugalskie winko.
Przynioslam sobie deser w postaci “ZLEGO” Tyrmanda.
I upajałam się podwojnym aromatem wina i przygod zabójczo przystojnego doktora Halskiego, demonicznej Olimpii Szuwar (prywatna inicjatywa), zlotowlosej dziewicy o imieniu Marta, jej (już wkrótce byłego) narzeczonego – hokeisty Zenona, parkieciary Romy Leopard oraz calej bandy czerniakowskich oprychow, dziennikarzy i poruczników MO (tak tak, drogie dzieci, taka instytucja kiedys była i bynajmniej nie oznacza to Monika Olejnik).

Wczoraj w Trojce popludniowa audycje zdominowaly agresywne psy. Ja wiem, ze na to nie ma uniwersalnej recepty, bo chociaz ZAWSZE winni sa ludzie, którzy stworzyli potwora, to pozniej na takiego biednego, zwariowanego psa nie ma innej rady, tylko go uspic. Ale jak slysze pana, który dzwoni i az się zachłystuje z nienawisci i dyszy “ZABIJAĆ! Z broni PALNEJ! Na miejscu! Każdy powinien mieć broń palną NA PSA!” – to wlasnie TEN PAN albo jego brat wyrzucil do rowu przy drodze szczenną suczkę, a Bogu ducha winnego rottweilera czy pitbulla wychowa na morderce.

Zawsze mialam psy, nie boje się psow i wiem, jak niestety niektorzy ludzie nie potrafią spokojnie przejsc obok płotu, za którym biegają sobie nasze jamnice. Nie przejdzie jeden z drugim spokojnie ulicą – nie, musi łapę wsadzic, patykiem drażnić, a dzieci to już w 90% przypadkow. Plus mądra mamusia robi przystanek – “O JAKIE PIESKI – WIDZISZ? O jak SZCZEKAJĄ! Widzisz! O POPATRZ!” – i hałasują zabawkami, a suki o mało ze skóry nie wyskoczą przy płocie i trzeba je łapać pod pachę i zanosić do domu, chociaż przecież TO ICH ogródek, ogrodzony, i mają pełne prawo sobie biegać. I co z tego.

Ale wiem tez, ze dalmatynczyk mojej babci jest radosnie zabierany na spacery BEZ SMYCZY i BEZ KAGAŃCA, chociaz w ogole się nie slucha i rzuca się na dzieci. Coz. To chyba tylko kolejna ilustracja prostego twierdzenia: winni sa ludzie, nie psy. Ludzie.

I co robic z bezmyslnymi ludzmi? Starac się o pozwolenie na broń palną?…

PS. Wczoraj WYRZUCIŁAM DO ŚMIECI trzy torebki w których przynieśliśmy zakupy. Wyrzuciłam precz. Czekam na komplementy.