Byłam wczoraj świadkiem naocznym niebieskiej dyskoteki porannej przed MInisterstwem Środowiska (czy nadal powinno się to pisać z dużych liter, bo nie wiem, czy oni jeszcze cokolwiek mają wspólnego ze środowiskiem jako takim, a i status ministra w tym kraju jakoś skapcaniał i zwiądł, jak stara pieczarka). Trzy wozy strażackie oraz porównywalna liczba karetek i wozów policji – tych dużych – z powodu dwóch czy trzech postaci na dachu, zwieszających baner, żeby zaprzestać wycinki lasów. Wszystko oczywiście z włączonymi niebieskimi lampami – no po prostu jakby co najmniej dorwali Ocean’s Eleven z workiem brylantów, i to koronnych.
Z tego wszystkiego w robocie dziwne rzeczy mi się w excellu działy z kursem jena, aż w pewnym momencie zaczęłam wątpić w pryncypia matematyki, jak ta pani z opowiadania Teda Chianga (drugi tom mi się bardziej podobał, chociaż pierwszemu nic nie brakowało i w sumie są w podobnym, filozoficznym tonie). A jeśli matematyka mówi prawdę, to coś jest bardzo niedobrze ze światową gospodarką. Po czym okazało się, że z matematyką nadal wszystko w porządku, z jenem wszystko w porządku, a ja pomyliłam unit price z totalami i poprawiłam i wszyscy żyli długo i szczęśliwie (zanim umarli, oczywiście).
A propos wydarzeń światowych, to król Juan Carlos I Burbon zamierza opuścić Hiszpanię. Galicyjski przyjaciel N. się ucieszy – już jakiś czas temu proponował nam, żebyśmy sobie wzięli jednego króla, bo oni mają już dwóch na utrzymaniu, razem z ich rodzinami i kochankami. Wyjeżdża oczywiście z powodu zarzutów o korupcję i mam nadzieję, że nie wybierze Polski, bo kiedyś zastrzelił sobie u nas dla kaprysu żubra, więc nie lubię dziada tak samo, jak nasi znajomi z Galicji.
Po wielu latach przypomniało mi się, że kiedyś bardzo lubiłam pumpernikiel i kupiłam sobie taki w okrągłych kromeczkach, w rolce – do robienia bankietowych kanapeczek. No i okazało się, że NADAL go bardzo lubię i chyba dobrze, bo jest zdrowy (chociaż nie wiem, czy w takich ilościach). Aha, i przez cały weekend gotowałam śliwki, bo znowu ciotka mnie obdarowała wiaderkiem takich czerwonych w środku, i chyba tym razem przesadziłam z dodawaniem jak najmniej cukru, bo N. twierdzi, że kwaśne, aż wykręca pysk na lewą stronę. NO TRUDNO. Ja lubię kwaśne.
A dziś pada i nie chce mi się w zasadzie NIC.
PS. No i oczywiście nogi Mai Komorowskiej są absolutnie godne odnotowania – ale to z gatunku cudów świata, a nie wydarzeń tygodnia.
Widziałam te nogi. Zazdro!
Król podobno poleciał na Dominikanę, ciekawa jestem czy z żoną.
Żona to już się dawno od rozpustnego dziada wyprowadziła i chyba nawet wyjechała.
A Juan Carlos ma za swoje, bo wsypała go wieloletnia kochanka – księżniczka blondyna z Monako, za to, że najpierw przepisał na nią nieruchomości na Majorce, żeby nie płacić podatków, a później sobie zażyczył zwrotu. HA HA HA. Dobrze mu tak.
O, przypomniałaś mi, że mam trzy zapomniane, zwiędnięte pieczarki w lodówce, idę je wyrzucić.
Zawsze lepsze trzy stare pieczarki, niż trzech ministrów (ich od razu należy wyrzucać, nie czekając, aż się zaśmiardną w lodówce).
I wynieść do zsypu, bo jeszcze się rozlezą po chałupie